poniedziałek, 1 grudnia 2008

Huelle, Paweł: Opowieści chłodnego morza

Od ponad dwudziestu lat Joachim wracał z pracy zawsze tak samo. Z biura notarialnego do stacji metra przy placu Admiralicji miał zaledwie pięć minut piechotą. Tam wsiadał w zieloną linię i po pięciu przystankach był już prawie w domu. [...]
Czasami powrót do domu wydłużał się o praę kwadransów. Przed zejściem do metra Joachim zachodził do baru Cosmopolitan i tam, pijąc espresso do kieliszka rumu, przeglądał gazety - od prawicowej "El Nacion", po lewicową "El Mundo". Lektura nigdy nie wciągnęła go do tego stopnia, by nie słyszał wokół siebie rozmów. Toczyli je maklerzy z pobliskiej giełdy, drobni pośrednicy od nieruchomości, trafiali się też oficerowie marynarki. Zdania w rodzaju - "patrz, chłopie, ten Pepo przekręcił się teraz, kiedy zaczęło mu iśc fantastycznie" lub "przecież to dziwka, jak mówię, to wiem, co mówię, i właśnie dlatego ci o tym mówię" - były jak drzwi otwierające się do cudzych mieszkań, ale nie wówczas, gdy oczekują nas jako gości, lecz raczej kiedy idąc klatką schodową, natrafiamy na przypadkiem i tylko na chwilę uchyloną szczelinę do cudzego istnienia. Nie było to dla Joachima uczucie przykre. Przeciwnie - nieraz rozwijał w myślach zasłyszane historie.
Na przykład ów Pepo: upozorowawszy własną śmierć, prowadził nowe życie w Patagonii, podczas gdy żona z trójką dzieci składała regularnie kwiaty na jego pustym grobie. Szczęście Pepa w ramionach młodej sekretarki przyniosło bezmiar banalnej klęski: złamany zdradą i odejściem ukochanej z jakimś łazęgą geodetą, wrócił do żony, by zastać ją w ramionach akwizytora reklam. Dwa śmiertelne strzały, a potem trzeci, samobójczy, przyniosły szczęściarzowi Pepo zdecydowanie pierwsze miejsce w wieczornych wiadomościach i tabloidach.
Prawdopodobnie, gdyby spisywał wymyślone historie, po kilku latach miałby gotowy tom opowiadań. Błyskotliwie zatytułowane, powiedzmy, że "Sekrety baru Cosmo", byłyby bestsellerem przynajmniej tydzień. Tak właśnie pomyślał Joachim, schodząc w listopadowe słoneczne popołudnie do stacji metra.


Powyższy fragment opowiadania Ukiel nie jest reprezentatywny. Jest całkiem zabawny, ale cała reszta, nawet tego opowiadania, zabawna nie jest. Niemniej, cały zbiór jest znakomity. Po średniej Ostatniej Wieczerzy Huelle znowu daje radę. Pomimo obrzydzenia po latach spędzonych w Łebie (ratujcie, święci pańscy), miałem ochotę spakować plecak i wybrać się nad morze, właśnie zimą, szczególnie zimą.

Brak komentarzy: