poniedziałek, 11 kwietnia 2011

Przygoda, przygoda, każdej chwili szkoda!

Wybralimy się otóż do Sandomierza. Urocza mieścina. Ale jeśli ktoś planuje się tam wybrać na weekend, to jednak z zastrzeżeniami - przybyliśmy o 11, zwiedziliśmy miasteczko, w sensie ulice, byliśmy w muzeum w Ratuszu, zwiedziliśmy trasę podziemną, weszliśmy na wieżę na bramie Opatowskiej, obejrzeliśmy katedrę. Dom Długosza i Zamek były zamknięte, więc tylko obejrzeliśmy je od zewnątrz, za to poszliśmy na długi spacer wąwozem świętej Jadwigi i potem po parku; gdzieś w trakcie była przerwa na obiad, a i tak o 18 byliśmy po wszystkich atrakcjach. W sezonie można by posiedzieć w jakiejś otwartej knajpie przy piwie. Ale byliśmy poza sezonem. Przy ładnej pogodzie można by pojeździć po okolicy na rowerze. Ale pogoda była brzydka.

Można by się więc wybrać na przykład na wieczór do Krakowa na szaleństwa i rozpustę, ale wykoncypowaliśmy inne rozwiązanie - następnego dnia z rana zwialiśmy z Sandomierza i zrobiliśmy sobie objazdówkę po okolicy bliższej i dalszej, po drodze do Warszawy. Ruiny zamku w Krzyżtoporze, kolegiatę w Opatowie, klasztor Cystersów w Wąchocku i kirkut w Szydłowcu. Spoko wycieczka. I ile uroczej polskiej architektury współczesnej do obejrzenia po drodze...

Sandomierz, Krzyżtopór, Opatów, Wąchock, Szydłowiec - 9-10.04.2011

Brak komentarzy: