piątek, 27 maja 2011

Huxley, Aldous: Diabły z Loudun

W tragedii uczestniczymy, na komedię jedynie patrzymy. Autor tragedii wczuwa się w swoich bohaterów, co jest również udziałem, tyle że z przeciwnej strony, czytelnika lub słuchacza. Lecz w czystej komedii nie ma żadnej identyfikacji pomiędzy twórcą a postacią, pomiędzy widzem a spektaklem. Autor patrzy, ocenia i rejestruje z zewnątrz; również z zewnątrz jego publiczność ogląda to, co zarejestrował, a jeśli komedia jest dobra - to się śmieje. Zasad czystej komedii nie sposób jednak przestrzegać zbyt długo. Właśnie dlatego najwięksi autorzy parający się tym gatunkiem przyjęli formę niejednorodną, w której ma miejsce nieustanne oscylowanie - przechodzenie od zewnętrzności ku temu, co wewnętrzne, i odwrotnie. W jednej chwili po prostu oglądamy, poddajemy naszemu osądowi i śmiejemy się; w chwili następnej - autor zmusza nas do sympatyzowania, a nawet do identyfikacji z kimś, kto jeszcze kilka sekund wcześniej wydawał się nam wyłącznie postacią taką jak inne. Każdy obiekt żartów i kpin może być potencjalnie Amielem lub panną Bashkirtseff, a każdego udręczonego autora wyznań czy też dziennika przeżyć intymnych możemy obwołać, jeśli zechcemy, obiektem żartów i kpin.

Jeanne des Anges należała do kategorii tych nieszczęśliwych istot, które nieustannie prowokują do patrzenia na nie z zewnątrz i traktowania ich jak postaci czysto komicznych. I to pomimo iż jest ona autorką wyznań, które w zamyśle miały skłonić czytelnika do obdarzenia jej płynącym z głębi serca współczuciem z powodu okrutnych cierpień, jakich doznała. Przyczyną tego, że lektura tych wspomnień przez cały czas skłania nas do uznania nieszczęsnej przeoryszy za postać komiczną, jest fakt, iż ona sama była skończoną aktorką, na dobitkę zaś aktorką niemal stale patrzącą na wszystko z zewnątrz - nawet na siebie. Owo "ja", które czyni wyznania, bywa niekiedy pastiszem świętego Augustyna; niekiedy przybiera postać królowej opętanych; niekiedy staje się drugą świętą Teresą - a czasem,"kładąc" cały spektakl, sprytną i chwilami aż do bólu szczerą młoda kobietą, wiedzącą doskonale, kim naprawdę jest i co ją łączy z wszystkimi innymi, bardziej romantycznymi osobami. Soeur Jeanne, rzecz oczywista, pilnuje się, iżby nie uchodzić za postać komiczną, sama jednak bezwiednie stosuje wszystkie chwyty komediopisarza: nagłe przejście od maski do niepoczytalności, emfazę, niepohamowane zapewnienia i przysięgi; nabożne słownictwo, które tak naiwnie racjonalizuje pewne drzemiące w ukryciu, aż nazbyt ludzkie pragnienia.

Na dobitkę, soeur Jeanne spisała swoje memuary, nie pomyślawszy o tym, że ich czytelnicy mogą dysponować innymi źródłami informacji dotyczącymi opisanych tam faktów.

Tak oto z oficjalnych protokołów dotyczących zarzutów, na podstawie których skazano Grandiera, dowiadujemy się, że przeorysza wraz z kilkoma siostrami, próbowała wycofać zeznania, o których - nawet wśród paroksyzmów opętania - doskonale wiedziały, iż są nieprawdziwe. Autobiografia soeur Jeanne obfituje w konwencjonalne wyznania pychy, nieposkromionej dumy i oziębłości. Jednak na temat swojej największej zbrodni - notorycznego kłamania, które zawiodło niewinnego człowieka najpierw na ławę oskarżonych, potem do izby tortur, wreszcie na stos, nie zająknęła się bodaj słowem. Bodaj słowem nie wspomniała o jedynym wiarygodnym epizodzie w całej tej przerażającej historii, mianowicie o swojej skrusze i publicznym wyznaniu winy. Rozważywszy sprawę, bezsprzecznie uznała, iż najlepiej postąpi, akceptując cyniczne zapewnienia Laubardemonta i kapucynów: jej żal za grzechy był diabelską sztuczką, jej kłamstwa - najszczerszą prawdą. Jakakolwiek wzmianka o tym epizodzie, nawet stawiająca ją samą w korzystnym świetle, zbrukałaby wszak wizerunek autorki - ofiary diabła, cudownie wyrwanej z czarcich pazurów przez Boga. Poprzez przemilczenie niezwykłych i tragicznych faktów, dokonała samoidentyfikacji w gruncie rzeczy z książkową fikcją. To zaś jest osnową komedii.

[s. 369-371]

Historia "diabłów z Loudun" rozebrana na kawałki do szczegółowej analizy.
Niełatwa lektura, pełna obszernych na całe rozdziały rozważań historycznych, socjologicznych, teologicznych - ale dobrze wywiedzionych, z obszerną argumentacją, z przykładami; w efekcie, jeśli się uda na chwilę przestać gonić główny wątek, można zostać z przyjemną rozrywką intelektualną.

W cytacie z lenistwa zamieniłem przypisy na linki do Wiki.

Brak komentarzy: