środa, 2 maja 2012

Filmy

Kyle Newman: Fanboys. Film dosyć przeciętny i dosyć bez sensu, ale miło jest popatrzeć na Kirsten Bell w stroju Lei. No i pytanie "what if the movie sucks" to bodaj najlepszy punchline ever. Tym bardziej, że ostatnio miałem okazję obejrzeć Mroczne Widmo w 3d i przypomniałem sobie, jak bardzo ten film obsysa.

Steven Spielberg: The Adventures of Tintin. Super. Przez duże S. Graficznie zrobiony na naprawdę wysokim poziomie - no i jest całkiem wciągająca przygodówką. Oczywiście kompletnie nieprawdopodobną, jak to komiks, no ale umówmy się - nie ogląda się przygodówek dla wrażenia prawdopodobieństwa.

Guy Ritchie: Sherlock Holmes: A Game of Shadows. Nieprawdopodobne gówno. A pomyśleć, że pierwszym się entuzjazmowałem.

David Frankel: The Big Year. Super komedia. Nieco naiwna, ale generalnie z bardzo dużym, pozytywnym ładunkiem. I z przyswajalnym morałem i bez przesady we wzruszeniach. I bohaterowie fajnie przemyślani, nawet nie tak całkiem płascy i nieprawdopodobni jak można by się spodziewać po takiej komedii.

Roman Polański: The Carnage. Ojezusienazarejskijakienudne. Bako (chyba?) twierdził, że w teatrze to zdecydowanie lepsze. No i może tak być, ale w kinie ta sceneria czterech ścian i nieprawdopodobieństwo całej akcji już po pół godziny są do wyrzygania. Przy czym doceniam grę aktorską, zwłaszcza Foster i Waltza. I chomika.

Władysław Sikora: Baśń o ludziach stąd. Ha ha ha. Buhahahahahaha. I jeszcze hue hue hue. Dobra opowiastka jest jak z kremem ciastka. Wiadomo dlaczego.

Terry Gilliam: Fear and Loathing in Las Vegas. Z lekkim opóźnieniem, ale co się odwlecze to nie uciecze. Kompletna psychodelia. Może gdybym wiedział nieco więcej o Hunterze S. Thompsonie, to by nie była tylko kompletna psychodelia, ale tak... Wszystko fajnie, ale jak na tylko i wyłącznie kompletną psychodelię to o pół godziny za długie.


Brak komentarzy: