David Lagercrantz to pisarz z dużym literackim dorobkiem - mówi notka na czwartej stronie okładki. Sprawdzam więc i znajduję - poza Co nas nie zabije na własnej stronie www chwali się czterema napisanymi książkami. No, z tym dużym dorobkiem to bym nie przesadzał, ale ostatecznie odnalazł się na właściwym miejscu. Nie wchodzę w ogóle w dyskusje, czy dał radę "podrobić" styl Larssona, bo stylu tego kompletnie nie pamiętam. Z poprzednich książek zapamiętałem, że fabuła była nieodparcie wciągająca - na tyle, że zarywałem noce, aby przeczytać kolejne tomy. Zapamiętałem dość drobiazgowo rozpisywane szczegóły intrygi - zarówno motywacje postaci jak i detale techniczne. I te dwie rzeczy podrobił wystarczająco dobrze, aby Co nas nie zabije czytało się z przyjemnością.
Intryga rozpędza się wolniej niż w oryginalnej trylogii, lub wolniej działała na mnie - tak do połowy książki nie miałem problemu z oderwaniem się i odłożeniem czytania na kolejny dzień. Ale ostatnie sto stron łyknąłem na raz. Jak się akcja rozkręciła, to na całego.
Dobrze. W rozsądnych granicach mógłbym przygodę z tymi bohaterami kontynuować. Fajnie, że znalazł się ktoś, kto potrafi ją wymyślić.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz