poniedziałek, 2 listopada 2015

Marek Hłasko: Wilk

Lektura Wilka to potężny cios dla mnie, jako miłośnika twórczości Hłaski, niebędącego jednocześnie specjalistą od literatury. Cios porównywalny z lekturą Kronosa Gombrowicza, porównywalny z zajrzeniem za kulisy fenomenalnego spektaklu: to odarcie dzieła sztuki z całej otoczki czegoś niezwykłego, nawet magicznego.


Prawdopodobnie odnaleziona po dekadach debiutancka powieść to nie lada gratka dla literaturoznawców. Prawdopodobnie wprawne oko zauważy tutaj - cytuję notkę z okładki - "eksplozję talentu osiemnastolatka". Możliwe, że profesjonalni czytelnicy tym odkryciem się cieszą. Ja niestety widzę tylko biedną, naiwną, niezdarnie napisaną, słabą językowo opowiastkę. Już dwa lata później pisany Pierwszy krok w chmurach czytałem z przyjemnością, a kolejne książki robiły tylko coraz większe wrażenie. Wilk chwieje wszystkimi tymi wspomnieniami - czy naprawdę Hłasko pisał tak słabo?

Prawdopodobnie to cudowne odnalezienie tekstu, które dla fachowców jest gratką, dla mnie jest źródłem całego problemu. Gdybym przeczytał książki w kolejności ich powstawania, progres pisarskich umiejętności byłby widoczny, obraz spójny. Ale teraz - to zakłócenie w odbiorze, błąd systemu. Teraz chyba muszę wrócić do lektury późniejszych tekstów, aby zatrzeć nieprzyjemne wrażenie. I może to jest największy pożytek z tej książki - zmusza do wrócenia do "dojrzałego" Hłaski.

Brak komentarzy: