poniedziałek, 25 października 2010

Pilch, Jerzy: Miasto utrapienia

Ostra żena, w porównaniu z poprzednią. Koncept słaby, tekst bez polotu, fraza, nawet ta słynna pilchowska fraza - przekonstruowana i wiejąca pustką.
Co za groza.

I chyba tak już zostało, nie? Pamiętam, że czytałem Marsz Polonia, nie wiem czemu nic nie napisałem, może to było jeszcze przed tym, zanim zacząłem zapisywać? I pamiętam wrażenie jakiegoś potwornego dna, słabizny nie do obronienia. Także chyba będę stał na stanowisku, że Pilch się skończył gdzieś w okolicach Mocnego Anioła.

1 komentarz:

Apache pisze...

No to mamy podobnie - też z ostatnich książek Pilcha czerpałem małą przyjemność.

Choć "Marsz Polonia" i "Narty Ojca Świętego" się, moim zdaniem, jeszcze bronią - przede wszystkim dzięki "konceptowi".