- Meserszmity są lepsze od fokewulfów - odezwał się chłopak z lakierni. - Mówił o tym Londyn.
- Na myśliwce - stwierdził Vożenil. - Bo mają lepszą zdolność manewrowania. Na latające fortece lepsze są fokewulfy, bo są mniejsze.
Przerwałem zbyt techniczną dyskusję, bo mnie interesowały historie z życia.
- A co przeżyłeś z fokewulfami?
- Właśnie chcę powiedzieć - odparł weteran. Ja nie miałem wątpliwości, że coś przeżył. - Raz stałem na wachturmie w dzień i nagle widzę, że jakieś dziesięć metrów ode mnie opada na spadochronie Amerykanin, w stronę wody. To był Murzyn. Pomachałem do niego, ale był sztywny ze strachu, więc mnie nie zauważył. To przecież nie w kij dmuchał opadać na spadochronie, chłopaki, jak pod wami pali się Berlin. I nie tylko to. Nagle widzę, jak jeden fokewulf wyrównuje lot koszący i chce się poderwać w górę, żeby znowu zrobić...
- ...dziurę w ementalerze - dokończyłem za niego.
- No. Ale pilot zobaczył tego na spadochronie i wycelował w niego. Chciał go rozstrzelać. I w tym momencie akurat między tym fokewulfem a Murzynem rozerwała się powietrzna torpeda. No i tego fokewulfa tak dmuchnęło... - Vożenil pokazał ręką niezamierzony lot myśliwca i przypadkowo walnął Malinę w żołądek.
- Nie masz oczu, ty słoniu!? - stęknął Malina, ale Vożenil płynnie ciągnął dalej:
- ...że roztrzaskał się o domy. Ale ten Murzyn, chłopaki... - uniósł zieloną twarz do sufitu. Za oknem padał mokry śnieg. - ...jemu eksplozja tak nadęła spadochron, że poleciał przynajmniej kilometr w górę i wylądował trzy kilometry dalej, koło ogrodu zoologicznego.
- I tam go pożarł lew - dodałem.
- Jesteś baran, ty nosorożcu! - stwierdził Malina.
- Ty, słuchaj - wtrącił się Kos. - A ciebie to nie porwało, skoro porwało myśliwca?
- Ja wpadłem do zbiornika wodnego. A tam, chłopaki, woda się prawie gotowała, bo wokoło spadały same bomby fosforowe.
- I tam ci się mózg ugotował, ty wielorybie! - oświadczył malina.
- No to mi nie wierz - obraził się Vożenil. - Ty nigdzie nie byłeś, bałwanie, tylko tu na tym zadupiu, i udajesz mądrego.
- Za to ty myślisz, bizonie, że jestem idiotą!
Chwilę się spierali w kwestii honorowej, ale potem chłopak z lakierni spytał Vożenila o kobiety. Nikt nie protestował przeciwko zmianie tematu, bo kobiety to jeszcze ciekawszy temat niż okropności wojny. Ale okazało się, że również życie erotyczne zielonego weterana upływało pod znakiem koszmarów.
[s. 603-604]
Dobre. Trochę tak jakby Hank Moody, tylko że już z emerycko-ironicznym dystansem do świata i ludzi, no i 30 lat wcześniej. No i 30 lat starszy. No i z Czech. Czyli w sumie nie Hank Moody. Ale...
Czasem mnie kalejdoskopowa konstrukcja tekstu nieco wkurzała, nigdy jednak na tyle, żeby porzucić lekturę. Bo w ogóle to przyjemnie się czytało i w miarę bezstresowo. Tylko czasem pomiędzy skądinąd sympatyczne wspomnienia i opowieści wkraczała Historia (ta przez wielkie H), zwykle w postaci listów od przyjaciół z innego czasu i z innych miejsc, i przypominała mi, o czym ja tak naprawdę czytam - bo w sumie o tym samym, tylko z bardziej indywidualnej perspektywy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz