poniedziałek, 31 marca 2014

Wes Anderson: Grand Budapest Hotel

Właśnie się zorientowałem, że nie napisałem ani słowa o obejrzanym już dawno temu Moonrise Kingdom. A plan był taki, że nawiążę: podobało mi się tak, jak Moonrise Kingdom.

Czarny humor (Karlo twierdzi, że czasem zbyt drastyczny - zwraca uwagę np. na przesadnie długie zbliżenia obciętych palców; ja się nie spieram, mi to po prostu nie przeszkadza), sporo absurdu, piękna scenografia, dopasowana muzyka. Bombeczka.

Nie łapię tylko "dodanych" scen otwarcia i zamknięcia, tej szkatułkowej konstrukcji, która niczemu w filmie nie służy i może być czytelna jedynie dla - jeśli w ogóle - miłośników prozy Stefana Zweiga.

Przyznaję, że dość mocno działa na mnie także finał historii Gustava H. - półtoragodzinny festiwal humoru zgaszony jednym zdaniem pojedynczym.

Technikalia: http://www.imdb.com/title/tt2278388/

Brak komentarzy: