Keret pozostaje w swojej ulubionej i doprowadzonej do mistrzostwa formie małych opowiadań, ale radykalnie zmienia tematykę: to nie fikcja, to siedem lat z życia na Bliskim Wschodzie. Siedem lat gorzkich przemyśleń, rozczarowania światem, siedem lat wojen i alarmów bombowych, siedem lat frustrujących podróży i rodzinnych kłopotów. Siedem lat, które na pierwszy rzut oka musiałyby doprowadzić człowieka do utraty wiary w bliźnich, w świat, w sens swego własnego i nas tutaj wszystkich trwania. A jednak - siedem dobrych lat.
Bohater tych opowiadań (chciałoby się powiedzieć z niezmąconą pewnością, że autor, ale...) stosuje strategię łagodnego pogodzenia się ze światem, miesza ją z ironicznym dystansem do samego siebie, nie boi się odrobiny zmyślenia (...no właśnie ;), dodaje sporo humoru. Wypracowuje sobie godny pozazdroszczenia model zamiany siedmiu lat chudych na siedem lat... no, może nie tłustych, ale właśnie: dobrych.
Wyraźna jest myśl przewodnia - przemiana lat chudych w dobre udaje się dzięki temu, że widać jej sens, widać cel: że jest dla kogo żyć i dla kogo pisać, jest dla kogo ratować w tym szalonym i niespokojnym świecie resztki czy choć pozory normalności.
Nie czytałem do tej pory lepiej napisanej pochwały ojcostwa.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz