Przeczytałem Detroit. Sekcja zwłok Ameryki Cherliego LeDuffa i jestem podwójnie przygnębiony. Po pierwsze tym, jak spektakularnie posypało się przemysłowe miasto (nie tylko to jedno). Jak od góry do dołu nic w nim nie działa, a wysiłki pojedynczych osób, którym "jeszcze się chce" toną w morzu korupcji i tumiwisizmu na każdym szczeblu.
Po drugie jednak przygnębiła mnie ta lektura na poziomie meta - jako historia reportera, który powraca do rodzinnego miasta, umówmy się - zdobywszy już solidną sławę dziennikarską, a więc w mojej wyobraźni od pierwszych stron urasta do rangi herosa, który dociekliwością i piórem zaprowadzi przynajmniej po części porządek w zastanym burdelu. Szuka. Pisze. Walczy. Nie osiąga nic - no może jakieś drobne symboliczne zwycięstwo, po którym wszystko szybko wraca na stare tory.
LeDuff kończy opowieść w sumie optymistycznym akcentem - nie będzie nas, będzie las - ale ja zostaję z gorzkim uczuciem porażki.
Amerykańską przygodę kontynuowałem z Katarzyną Surmiak-Domańską. Bohaterowie jej Ku Klux Klan. Tu mieszka miłość mieliby, mam wrażenie, jasną diagnozę przyczyny wszystkich nieszczęść, jakie spotkały Detroit i północ Stanów w ogóle. Ale ja widzę raczej opis innych objawów tej samej choroby: gorzkiego rozczarowania rzeczywistością. Co robisz, gdy nie masz pracy i perspektyw na nią? Gdy na ulicy nie czujesz się bezpiecznie. Gdy obawiasz się wysłać swoje dziecko do szkoły? Naturalnymi reakcjami są ucieczka, obrona, szukanie wsparcia. A wsparcia ochoczo udzielają zręczni manipulatorzy, podsuwając kozła ofiarnego - non-whites i sugerując rozwiązanie: obronę białej rasy. Przy okazji inkasując po kilka dolarów składki na działalność Klanu.
Z książki wyłania się oczywiście bardziej złożony, zwłaszcza w ujęciu historycznym, obraz problemu, który ja tu na potrzeby notatki sprowadzam do dwuzdaniowej konkluzji. Warto przeczytać całość - można lepiej zrozumieć i usytuować w szerszym kontekście te czasami przebijające się aż do Polski doniesienia o różnych wewnątrzamerykańskich konfliktach na tle rasowym.
PS: Detroit to jeden z prezentów ślubnych - dzięki!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz