czwartek, 12 listopada 2009

Saramago, José: Ewangelia według Jezusa Chrystusa

Trzeba wejść w narracyjny rytm tej lektury, co nie jest takie znowu łatwe: tekst jest pełen dialogów, ale żaden z nich nie jest zapisany w tradycyjnej formie; wszystko tekstem ciągłym, jedynie przecinki i wielkie litery są wskazówkami, gdzie się kończy wypowiedź jednej postaci a zaczyna następnej. A odczytanie tych dialogów jest kluczowe, bo cała książka to dialog: Jezusa, w najprostszym tego słowa znaczeniu dobrego człowieka, i starotestamentowego Boga, również mówiąc wprost: skurwysyna.
To, że starotestamentowy Bóg jest skurwysynem, nie jest myślą szczególnie odkrywczą: wystarczy średnio uważna lektura Pisma, żeby dojść do takiego wniosku. Ale koncept Jezusa, który wcale nie chce być jego synem, zostaje nim bez własnej wiedzy i wbrew własnej woli, ma bolesną świadomość, że jeśli wypełni wolę swojego ojca przyczyni się tylko do rozszerzenia jego okrutnego panowania na cały świat, i próbuje się przeciwko temu zbuntować - jest dla mnie nowy i ciekawy.
Nawet jeżeli, ostatecznie, dobry Jezus przegrywa to starcie.

Jezus umiera, umiera, a życie już go opuszcza, kiedy nagle niebo otwiera się na oścież ponad jego głową i pojawia się Bóg, ubrany tak samo jak na łodzi, a jego głos rozbrzmiewa na całej ziemi, Ty jesteś mój Syn umiłowany, w którym mam upodobanie. Wówczas Jezus rozumie, że został wprowadzony w błąd tak samo, jak składany w ofierze baranek, że od początku początków było wiadomo, że będzie żyć po to, by umrzeć taką śmiercią, wtedy stanęła mu w pamięci rzeka krwi i cierpienia, która z jego boku wypłynie i zaleje całą ziemię, i krzyknął prosto w otwarte niebo, tam gdzie uśmiechał się Bóg, Ludzie, przebaczcie mu, bo nie wie, co uczynił. Potem umierał, śniąc, był w Nazarecie i słyszał mówiącego doń ojca, który wzruszał ramionami i też się uśmiechał, Ani ja nie mogę ci zadać wszystkich pytań, ani ty nie możesz mi udzielić wszystkich odpowiedzi. Była w nim jeszcze resztka życia, kiedy poczuł, że jakaś gąbka zamoczona w wodzie z octem ociera jego wargi, spojrzał wówczas w dół i spostrzegł oddalającego się mężczyznę z wiadrem i tyczką na ramieniu. Nie zdołał już jednak zobaczyć położonej na ziemi czarnej miski, do której kapała jego krew.
[s. 318]


I jeszcze jedna rzecz przy okazji tej lektury:

Jakby poruszając się wewnątrz wirującej kolumny powietrza, Józef wszedł do domu, zamknął za sobą drzwi i oparł się o nie, pozostając tak przez blisko minutę po to, by oczy mogły się przyzwyczaić do półmroku. Obok niego lampka migotała blado, prawie nie wydzielając światła, niepotrzebnego zresztą. Maria leżała na plecach wpatrzona w jakiś punkt przed sobą i wydawało się, że czeka. Nie mówiąc ani słowa, Józef zbliżył się i powoli zdjął prześcieradło, którym była przykryta. Ona odwróciła wzrok, podciągnęła nieco dolną część tuniki, lecz tylko do wysokości brzucha, wtedy gdy on już się pochylał, czyniąc tak samo ze swoją własną tuniką. Wtenczas Maria rozchyliła nogi, lub tez rozchyliła je jeszcze podczas snu i tak już została, powodowana przedziwną poranna ospałością albo przeczuciem zamężnej kobiety, znającej swoje powinności. Bóg, który jest wszędzie, był i tam, lecz będąc tym, czym jest, a więc czystym duchem, nie mógł zobaczyć jak skóra jednego dotykała skóry drugiego, jak ciało jego wniknęło w ciało jej, obydwa do tego są stworzone, i prawdopodobnie nawet już go tam nie było, kiedy uświęcone nasienie Józefa rozlało się po uświęconym wnętrzu Marii. Oboje zaś uświęciło to, że byli źródłem i pucharem życia. Są doprawdy rzeczy, których sam Bóg nie rozumie, chociaż je stworzył. Wyszedłszy zatem na podwórko nie mógł Bóg uslyszeć agonalnego głosu, czegoś na podobieństwo rzężenia, które wydobyło się z ust mężczyzny w chwili przełomowej, ani tym bardziej cichutkiego jęku, którego kobieta nie była w stanie powstrzymać.
[s. 15]

Pogrubione fragmenty w tekście powyżej były w moim egzemplarzu książki podkreślone przez kogoś ołówkiem. A na marginesie widniały następujące zapiski (pisownia oryginalna):
"wątpienie negacja Bożych przymiotów"
"akt seksualny Józefa i Maryi*!"
"poczęcie Maryi?"
a 2 strony wcześniej, przed początkiem rozdziału:
"poranek Józefa i Maryi"
"kontrowersja - Niepokalane Poczęcie?"

I teraz ja się pytam - co, do ciężkiej kurwy, powoduje ludźmi, którzy zapisują na marginesach książek takie oczywistości tudzież takie brednie? No bo przecież nie filologiczny zapał do zaznaczania zakładkami i fiszkami ważnych zdań - z tym się kłócą z dupy wybrane podkreślenia.
Cokolwiek by to nie było, ja mam przez to -10 punktów do radości czytania.

(oznaczenia stron wg wydania SAWW, Poznań, 1992)

* w całym tekście konsekwentnie stosowane jest imię Maria, tak przy okazji

Brak komentarzy: