piątek, 2 lipca 2010

Dukaj, Jacek: Wroniec

Dobra bajka, ale nie moja. Przeczytałem na raz, zresztą niech nikogo nie zwiedzie grubość książki - pisana z perspektywy dziecka i wydana jak dla dzieci. Wiele miejsca zajmują ilustracje, czcionka jest duża, marginesy spore, interlinie szerokie. W sumie lektura na półtorej godziny wyszła. Więc przeczytałem na raz i z zainteresowaniem - znakomite przetworzenie, oryginalnie pomyślane, oryginalnie opowiedziane - ale bez zachwytu. Mam wrażenie, że koncepcja zawęża nieco krąg szczerze zachwyconych odbiorców: do tych, którym faktycznie w grudniu 1981 brakowało teleranka. Wszyscy inni, nawet jeśli mają wiedzę historyczną i generalnie ogarniają temat, chyba nie poczują tej książki tak, jak należy. Ja się spóżniłem na świat z 7 lat - gdybym w 1981 roku był chociaż pięciolatkiem, rejestrującym już rzeczywistość dookoła, to bym lekturę wziął prosto do serca. A tak - po prostu przeczytałem z uznaniem.

Nie sposób jednakowoż odmówić autorowi kudosów za refleksje nad działaniem systemu kryjące się za postaciami wujka Kazka, pana Betona oraz samego Wrońca. Pytanie tego ostatniego: "Myślisz, że nie przyjdą następni?" - daleki jestem od rozpoczynania jałowej dyskusji co by było gdyby, ale tak prostego ujęcia całej tej niepewności jeszcze nie spotkałem.

No i trzeba zauważyć znakomite, miejscami mocno steampunkowe ilustracje, i doskonałe wydanie. Ładne książki lepiej się czyta ;)

Brak komentarzy: