czwartek, 9 sierpnia 2012

Karolina

Z pewnością ta historia powinna zaczynać się zupełnie inaczej i w zupełnie innym miejscu, tak by było wiadomo, gdzie i jak się skończy. Może powinna przebrzmieć w dzielnicy starych kobiet i gołębi jako ostatni rozdział nienapisanej przez Karolinę powieści, w cieniu drzewa przy którejś z małych, spokojnych ulic albo jednak w bardziej światowym miejscu, w nadmorskim kurorcie bądź europejskiej metropolii, dokąd zaprowadziłby ją, a mnie wraz z nią, nieoceniony Rozkład jazdy na liniach autobusowych, okrętowych, kolejowych i lotniczych. Bo jednak jest mało prawdopodobne, by powieść urwała się, dajmy na to, na Karolina út. - tam, gdzie zawsze jeździ autobus 12. Czym dałoby się umotywować taką ewentualność?Co mogłoby się zdarzyć na Karolina út., na tej nudnej, szerokiej drodze, gdzie jedynie czasem przemknie karetka albo wóz straży pożarnej, bo tylko one nie mają żadnego wyboru i muszą krążyć po wyznaczonych trasach?
Na razie trudno coś przewidzieć, ale historia toczy się dalej, trwa tylko chwilowa przerwa, wszyscy wychodzą do foyer, zapalają papierosy, wyciągają telefony, witają się, wymieniają wizytówkami, obiecują sobie niedalekie spotkania. Być może rzeczywiście lepiej byłoby, gdyby ta historia, zamiast zdarzać się tu i teraz, albo gdzie indziej, nigdy nie miała miejsca, żeby się nie spełniła i nie została opisana. Tak byłoby lepiej dla Karoliny, może nawet lepiej dla mnie. Ale teraz jest już za późno i niczego nie da się odwrócić.
[Krzysztof Varga, Karolina, s. 193-194]

Męcząca książka. Fajerwerk wyobraźni autora i popis jego zręczności pisarskiej, ale opowiedziana historia to męczarnia nie z tej ziemi. Ta mnogość możliwości, niepewność czegokolwiek plus dygresyjność, rozpływanie się nad historiami równoległymi, zaistniałymi lub nie, już po kilkunastu stronach wygenerowała u mnie poczucie ciężkiej beznadziei. Może być wszystko. Może nie być nic. Nie wiadomo. Nikt nie wie. Nic nie jest do złapania, niczego nie można mieć trwale, niczego nie można być pewnym. Wszystko jest równie prawdopodobne. Wszystko się wydarzyło. Nic się nie wydarzyło. Wszystko zostało zmyślone, a może nie zostało.

Czasem robię sobie takie ćwiczenie umysłowe, wyobrażam sobie siebie z wysokości 100 metrów, i w obszarze jaki byłby widoczny z tej wysokości wyobrażam sobie tysiące ludzi z ich historiami, równie ważnymi jak moja, którzy są tuż obok a nawet nie wiedzą o tym, że ja istnieję. Tysiące posplatanych historii, potencjalnych wydarzeń, szans na zwroty akcji, niezliczona ilość zmian w każdej sekundzie. To ćwiczenie pozwala nabrać dystansu do najważniejszych nawet - wydawałoby się - spraw, ale wykonywane nieustannie przez 250 stron okrutnie wyczerpuje.

Efekt - Karolina, ale po uszy w takiej beznadziei jak w wersji Komet:



Raz się jednak uśmiechnąłem, ale wynikało to z niskich pobudek:

Czasem jednak od bezpiecznej przystani małego sklepiku wolała rozległe przestrzenie hipermarketów, gdzie wydawała resztki oszczędności na niepotrzebne rzeczy w rodzaju wymyślnych suszarek i wieszaków, praktycznych, lecz zbędnych jej przyrządów gospodarstwa domowego, a także na niezwykłą ilość jedzenia, które planowała później w wyrafinowany sposób przyrządzać według rzadkich receptur. Wracała na parking, z wysiłkiem pchając przed sobą ogromny wózek pełen kulinarnych osobliwości: dziwnie świeżych ryb z dalekich mórz, podejrzanie dobrze prezentujących się warzyw, tak wymyślnych, że aż niepokojących przypraw, wybornego ryżu, niezwykłych makaronów, wyśmienitych sosów.
[s. 42]

Kiedy spadał na nią złoty deszcz pieniędzy (ach, już widzę, jak przy tych słowach krzywią się wybitni krytycy!), ruszała często w straceńcze wyprawy do centrum miasta, oddając się wyrafinowanym zakupom. W specjalistycznych sklepach kupowała w ilościach niemożliwych do wypicia drogie i wymyślne herbaty [...].
[s. 44]

drobne radości człowieka o wąskich horyzontach intelektualnych, z ubogim słownikiem i bez talentu pisarskiego - przyłapać znanego i cenionego pisarza na brzydkich powtórzeniach. Radość moja jednak nie tylko podła, ale i mocno nieaktualna, bo to książka sprzed 10 lat.


Brak komentarzy: