czwartek, 8 kwietnia 2010

Nielsen, Gustavo: Auschwitz

Nienawidzę tego.
Nienawidzę rozmów o niemowlętach, nienawidze tego mlecznego zapachu niemowląt, nienawidzę bucików, śpioszków, pieluch. Nienawidzę małych dzieci, tych ich smoczków; i matek małych dzieci bezwstydnie podających im cycka w miejscach publicznych, w tych opiętych stanikach.
- Chcesz mate?
Nienawidzę tego zioła moczonego w kubku, nienawidzę rurek przekazywanych z ust do ust, śliny zmieszanej z ciepłą wodą.
- Papierosa? Kilka ciasteczek przed posiłkiem?
Nienawidzę zapalniczek, dymu, niedopałków. Nienawidzę ciasteczek, tych okruchów zasypujących obrus. Nienawidzę też tej wysypki, którą widzę na twojej skórze, nie wiem, co to jest, wygląda jak grubawe, cieliste piegi; nienawidzę nadmiaru ciała, cellulitu, wałeczków, obwisłej skóry na ramionach; nienawidzę paprochów w pępku, za długich albo za krótkich włosów, niezadbanych paznokci. Nienawidzę tej twojej chusteczki przewiązanej pod szyją, zaplątanej jak wąż kąsający swój ogon. Wydaje mi się brudna, brzydka. Obrzydliwa jest.
Nienawidzę twojego głosu, zbyt wysokiego i zbyt przenikliwego, tego, że mi mowisz: "Chcesz mate?"; nienawidzę suchości twoich ramion, twojej białej twarzy, twoich oczu bez blasku, tego, że jesteś blondynką.
Nienawidzę bałaganu w twoim domu, porozrzucanych książek, kurzu na telefonie, żółtych ubrań, w ogóle żółtego koloru, a szczególnie tej koszmarnej żółtej sukienki, którą masz na sobie. Obrzydza mnie ta twoja zlotawa, czerwona i zielona biżuteria - taka bożonarodzeniowa. Nie cierpię twojego słodko-gorzkiego zapachu, słodkiego i przenikającego, tak słodkiego, że ciastka można by nim smarować. Nie toleruję twojej kolekcji pierścionków na dłoniach; nie znoszą twojego nazwiska: Auschwitz. Ani twojego imienia: Rosana.
Auschwitz to nazwisko dla kogoś, kto ma katar.

[s. 7-8]

Tak się zaczyna. Cytat wybrałem z dwóch powodów - po pierwsze całkiem dobrze oddaje, o czym jest ta książka. A po drugie, nie chciałbym musieć jej czytać jeszcze raz. Ani tego przepisywać. Jest do wyrzygania w dosłownym tego słowa znaczeniu.

Nie, że zła. Po prostu obrzydliwa. Jest o nienawiści do wszystkiego, o czystej, prostej, bezinteresownej nienawiści skierowanej w stronę wszystkiego i wszystkich. Ubrane jest to w fabułę - powiedzmy - zagadki, jakby magicznej, a może związanej z działaniem pozaziemskich cywilizacji? Ale to wszystko jedno. Cała ta 'magia' tylko uwypukla, jak bez żadnej magii, tak po prostu z niczego, w ludziach może buzować nienawiść. Przy scenach miłosnych było mi źle, przy scenach tortur nad dzieciakiem musiałem odłożyć książkę na bok i odetchnąć głębiej kilka razy.


Ale ten cały osłabiający styl jest po coś. To 'coś' widać w dwóch momentach - kiedy główny bohater, Berto, przypomina sobie, skąd miał w głowie pomysły na wszystkie wymyślne tortury, i kiedy pod koniec żegna się z Rosaną, drugą główna bohaterką, i oboje daja sobie nadzieję na dalszy ciag znajomości. Dalsze, całkiem przyjemne życie po tym, co się działo między nimi i u każdego z nich z osobna przez ostatnie dni?! A jednak. Bo generalnie dalsze, całkiem przyjemne życie będzie się po prostu toczyć, tak jakby nic się nie stało. Nikt nic nie widział.

Obrzydliwa jest ta książka.

Brak komentarzy: