Genaro Blanco. Don Genaro. Tak samo nazywał się sędziwy Andaluzyjczyk, wiecznie bujający w obłokach, który dawno temu został przyjęty na łono naszej rodziny. Matka nieraz mi o tym opowiadała. Była w piatym miesiącu ciąży, kiedy pewnego dnia dziadek wkroczył do salonu, prowadząc pod rękę starszego pana, dźwigającego sfatygowaną tekturową walizę i czarny parasol.
"To jest Genaro, mój towarzysz i brat. Przed kilkoma dniami stracił swoją towarzyszkę i wydaje mu się, że został sam. Pokażmy mu, że w wielkim bractwie ludzi wolnych nikt nie jest samotny. Witaj, towarzyszu. Dziel z nami wino, chleb i miłość" - powiedział podobno dziadek, wskazując mu miejsce przy rodzinnym stole. "Życzę wam zdrowia i anarchii" - odpowiedział podobno don Genaro. Tak więc, kiedy cztery miesiące później przyszedłem na świat, miałem trzech dziadków: jednego z Chile i dwóch z Hiszpanii.
Z zawartości jego walizki - kilku sztuk ubrań i masy najróżniejszych papierów, które zwykł przeglądać z podziwu godną cierpliwością - rodzice dowiedzieli się, że don Genaro, podobnie jak mój rodzony dziadek, był wrogiem wszelkiej władzy i że przemierzył niemal cały świat, zanim skończył jako malowniczy wieczny anarchista w ciasnym i prawomyślnym światku chilijskiej socjety.
[Po tamtej stronie czasu, s. 170]
Zbiór krotkich i nierównych opowiadań, wśród których są zarówno średnie w kierunku słabych (Z akt miasteczka Tola), jak i znakomite (O człowieku, który sprzedawał słodycze w parku czy Jeszcze jedna brama nieba).
To ostatnie jest wyraźnie inspirowane Cortázarem, dedykowane Cortázarowi, opatrzone nawet mottem z Cortázara, ale we wszystkich da się znaleźć delikatną nutę inspiracji nim1: zderzenia zaskakującego przebicia pozorów z niewiarygodną niespodzianką, która okazuje się sprawą naturalną i oczywistą.
Książka wydaje mi się nieco wymuszona. Na początku nawet miałem takie wrażenie, że może to jest jakiś tom zebrany i zredagowany przez polskie wydawnictwo, ale nie - został ułożony przez samego autora. Niektóre opowiadania faktycznie dotyczą tytułowych przegapień, inne wydają mi się podciągnięte pod ten motyw na siłę. Tom jako całość nie sprawia dobrego wrażenia. Ale opowiadania każde z osobna są na tyle sensownie napisane, że po tej pierwszej przygodzie z panem Sepúlvedą zamierzam sięgnąć po jego inne dokonania.
1 W sumie nie wiem, za mało się znam na historii literatury latynoamerykańskiej, żeby stwierdzić czy to inspiracja czy po prostu zbieżnośc stylów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz