Przeczytałem, leżą jak wyrzut sumienia od dwóch tygodni na biurku, a ja nie umiem zebrać myśli. Wyspa mi się podoba umiarkowanie, jakieś przegadane, przekombinowane te opowiadania; piękne, erudycyjne, ale nie umiem złapać o co chodzi. Za mądre dla mnie chyba.
Warunek natomiast podoba mi się bardzo, ale poza rzuceniem kilku haseł:
- antyczna tragedia (w zakresie nieuchronności wyborów, niewidzialnej ręki losu kierującej poczynaniami bohaterów);
- forma w znaczeniu gombrowiczowskim, tyle że w wersji poważnej i tragicznej właśnie;
- wreszcie skojarzenie bardzo współczesne: Lech Kaczyński - dorabianie człowiekowi wymiaru historycznego, wkładanie go w kostium bohatera, który mu ewidentnie ciąży na ramionach, do którego on nijak nie pasuje; a potem konsekwentne propagowanie tej legendy po śmierci głównego zainteresowanego;
Tak to sobie więc zapamiętam hasłowo, a może kiedyś nadarzy się okazja do ponownej lektury w mniej zapracowanym czasie.
Aha, ale językowo bardzo mi Rylski smakuje. Chirurgiczna precyzja.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz