poniedziałek, 11 lipca 2011

KitKat

Michał przywiózł mi (dzięki!) z Japonii KitKaty smakowe. Żarłem i robiłem notatki:

 Wasabi - myślałem, że wasabi jest ostre, a to jest mdłe. I raczej takie bez smaku.
 Tiramisu - bardzo słodkie, nawet jak na tiramisu. Ale smakuje poprawnie, w sensie tym, czym powinno.
Roasted tea - nie wiem, czy to to, i czy dobrze zidentyfikowałem. Kwaskowate.
Zielona herbata - smak wyraźnie herbaciany, gorzkawy. Nie lubię zielonej herbaty, ale smak miało poprawny, w sensie taki właśnie, jakiego nie lubię.







I jeszcze dwa, do których nie mogę znaleźć obrazków. Jakaś taka herbata suszona, proszkowana... cholera wie. Niezłe. Nieco mdławe, ale też ze słodkawym posmakiem. Chyba najlepsze ze wszystkich.

I coś w stylu zielonego groszku, jakichś fasolek? - tak samo mdłe i nijakie jak wasabi.
Dobrze było spróbować, jestem bogatszy o nowe doznania, ale jeśli kiedyś pojadę do Japonii, to raczej nie będę zaczynał wycieczki od szukania tych smaków KitKata po kioskach i sklepach. Niemniej za sam pomysł, dosyć rozbudowany, bo podobno są limitowane serie smaków różne dla różnych miast, np. inne dla Tokio niż dla Kioto, należy się pewien respekt.

---

Update jeszcze - warto zwrócić uwagę na zielonkawy kolor polewy, widać go na zdjęciu "zielonej herbaty". Wasabi, herbaciane (poza roasted, które były brązowawo-pomarańczowe) i te groszkowate tez były w takich, w różnych tylko nieco odcieniach. Niezwykle apetyczne, jakby się glona wciągało. Ani jeden z tych wafelków nie był natomiast w kolorze, który dałoby się rozpoznać jako czekoladowy. Jasno- czy ciemnoczekoladowy, ale jakkolwiek czekoladowy. Nic.

Brak komentarzy: