Na jakiś miesiąc przed feriami moje stosunki z Małgorzatą (była na pierwszym roku, ja na drugim) stały się bliższe i usiłowałem jej imponować przy pomocy metod równie głupich jak te, którymi usiłują imponować kobietom dwudziestoletni młodzieńcy wszystkich czasów: przywdziewałem maskę; udawałem starszego (duchem i doświadczeniem), niż byłem; udawałem, że mam większy dystans wobec świata, że patrzę na wszystko z góry, że oprócz własnej skóry mam drugą, niewidzialną i nieprzeniknioną. Sądziłem (zresztą słusznie), że kpina jest wyraźną oznaką dystansu, a choć zawsze lubiłem żartować, z Małgorzatą robiłem to mozolnie, wyrafinowanie, z całym wysiłkiem.
[s. 23-24]
Nie mam pojęcia, o czym jest ta książka. Pozostawia takie wrażenie bezradności i niesamowitego zakleszczenia. Wszyscy bohaterowie splatają się ze sobą w kombinacjach niewyobrażalnych, i żaden z nich nie ma kontroli nad tym, co się z nim, przez niego i dookoła niego dzieje. Każdy z tych ludzi robi coś, i momentalnie traci kontrolę nad skutkami swojego czynu; fala odbita konsekwencji wraca do niego, powoduje kolejną falę, i tak w nieskończoność. Jeden żart zmienia życie wielu osób. A może żartem jest to, że coś takiego w ogóle może się stać? Może to opowieść o opresyjnym reżimie, który nie tylko kontroluje ludzi fizycznie, ale ma moc działania na umysły, formuje poglądy, definiuje postawy? Ale to prosta interpretacja. A może żartem jest to, że ci ludzie myślą, że mogą decydować o życiu swoim i innych, że mają na coś wpływ, że mogą definiować choćby sami siebie, i choć świat po raz kolejny pokazuje im, że tak nie jest, oni nie ustają w próbach?
Nie wiem, o czym jest ta książka, ale dobrze, że ją przeczytałem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz