I tak Boros rozgościł się u mnie na dobrych kilka dni. Codziennie wieczorem zapowiadał, że następnego dnia przyjadą po niego jego studenci czy wolontariusze Akcji Przeciwko L.P. [Lasom Państwowym - ww], ale codziennie okazywało się, że popsuł im się samochód, że musieli pojechać gdzieś w ważnej sprawie, że po drodze zostali w Warszawie, a raz nawet, że zgubili torbę z dokumentami. I tak dalej. Zaczęłam się już bać, że Boros zalęgnie się w moim domu jak larwa Zgniotka w kłodzie świerka i tylko Lasy Państwowe będa go w stanie stąd wykurzyć. Choć widziałam, że starał się nie być kłopotliwy, a nawet był pomocny. Na przykład bardzo dokładnie i z poświęceniem posprzątał łazienkę. [...]
Obecność Borosa przypomniała mi, jak to jest, kiedy się z kimś mieszka. I jak bardzo jest to krępujące. Jak bardzo wytrąca z własnych myśli i rozprasza. Jak drugi Człowiek zaczyna drażnić nawet nie tym, że robi coś denerwującego, lecz tylko tym, że po prostu jest. I kiedy wychodził rankiem do lasu, błogosławiłam moją piękną samotność. Jak to możliwe, myślałam, że ludzie żyją dziesiatki lat razem na niedużej przestrzeni. Że śpią w jednym łóżku, chuchając na siebie i trącając się niechcąco przez sen. Nie mówię, że i mnie się to nie zdarzyło. Przez jakiś czas sypiałam z jednym Katolikiem w tym samym łóżku i nie wyszło z tego nic dobrego.
[s. 188-189]
Boros nucił i kołysał się na krześle, słowa piosenki powtarzały się bez końca, cały czas te same. Inne nie nadchodziły.
- Dlaczego niektórzy ludzie są źli i wredni? - zapytał retorycznie Boros.
- Saturn - powiedziałam. - Tradycyjna starożytna Astrologia Ptolomeusza mówi, że to Saturn. Że w swoich nieharmonijnych aspektach ma on moc tworzenia ludzi małodusznych, podłych, samotnych i placzliwych. Są złośliwi, tchórzliwi, bezwstydni, posępni, snują wieczne intrygi i maja podły język, nie dbają o swoje ciało. Wiecznie chcą więcej, niż mają, i nic im się nie podoba. Czy o takich ci chodzi?
- Może to być wynik błędów w wychowaniu - dodał Matoga, wymawiając każde slowo powoli i dokładnie, jakby się bał, że za chwilę język zrobi mu psikusa i powie coś zupełnie innego. Kiedy udało mu się wypowiedzieć to jedno zdanie, odważył się na drugie:
- Albo walki klasowej.
- Albo źle przeprowadzonego treningu czystości - dodał Boros, a ja powiedziałam:
- Toksyczna matka.
- Autorytarny ojciec.
- Molestowanie seksualne w dzieciństwie.
- Niekarmienie piersią.
- Telewizja.
- Brak litu i magnezu w diecie.
- Giełda - krzyknął rozentuzjazmowany niebywale Matoga, ale według mnie przesadził.
- Nie, daj spokój - powiedziałam. - W jaki sposób?
Więc się poprawił:
- Szok pourazowy.
- Konstrukcja psychofizyczna.
Przerzucaliśmy się tymi ponysłami, aż ich zabrakło, co nas bardzo rozśmieszyło.
- Jednak Saturn - powiedziałam, umierając ze śmiechu.
[s. 197-198]
Boros wyjechał. Odwiozłam go na stację w mieście. Jego studenci nie przyjechali, bo ostatecznie tym ekologom zupełnie popsuł się samochód. Może w ogóle nie było żadnych studentów. Może Boros miał tu do załatwienia jakieś inne sprawy, nie tylko sprawy Zgniotka Szkarłatnego.
Przez kilka dni bardzo mi go brakowało - jego kosmetyków w łazience i nawet jego kubków po herbacie porozstawianych po całym domu. Dzwonił codziennie. Potem trochę rzadziej, co drugi dzień, powiedzmy. Jego głos brzmiał, jakby mieszkał w innym wymiarze, w jakichś zaświatach na północy kraju, gdzie drzewa maja tysiące lat a wielkie Zwierzęta poruszają się między nimi w zwolnionym tempie, poza czasem. Przyglądałam się ze spokojem, jak obraz Borosa Sznajdera, entomologa i tafonoma, blaknie i rozwiewa się, zostaje z niego tylko siwy warkoczyk, wiszący w powietrzu, absurdalny. Wszystko przeminie. Mądry Człowiek wie o tym od samego poczatku i niczego nie żałuje.
[s. 210]
Ironiczne, że z całej książki, która jest o wielu rzeczach, ale najbardziej to o samotności, najlepsze sa fragmenty o byciu z drugą osobą.
W związku z tym niestety, muszę powiedzieć, że jakkolwiek książka nie jest zła, to do poprzedniej - i do wielu jeszcze poprzednich - się nie umywa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz