czwartek, 30 kwietnia 2009

Strugaccy, Arkadij i Borys: Piknik na skraju drogi

Emocjonująca i prowokująca do myślenia książka. Sam koncept pikniku na skraju drogi to tylko punkt wyjściowy. Do zapamiętania zakończenie:

Boże, gdzież są moje słowa i moje myśli? Z rozmachem uderzył się na wpół otwartą pięścią w twarz. Przecież przez całe życie ani jedna myśl nie zaświtała mi w głowie! Zaraz, kiedyś Kirył mówił coś takiego... Kirył! Gorączkowo szukał we wspomnieniach, wypływały jakieś słowa, znajome i na wpół nieznajome, ale to wszystko było nie to, dlatego że nie słowa zostały po śmierci Kiryła - zostały jakieś niewyraźne obrazy, bardzo szlachetne, ale przecież zupełnie nieprawdopodobne...
Podłość, podłość... I nawet tu mnie dopadli, bez języka zostawili, dranie. Oprych... Jak byłem oprychem, oprychem zdechnę... Tak być nie powinno! Słyszysz? Żeby w przyszłości coś takiego było raz na zawsze zabronione! Człowiek rodzi się po to, żeby myśleć (oto jest Kirył, nareszcie!). Tylko że ja w to nie wierzę, a po co człowiek się rodzi - nie mam pojęcia. Urodził się - no i jest. Każdy się przepycha, jak potrafi. Niech wszystkim nam dobrze się wiedzie, a oni żeby pozdychali. A kto to my? A kto oni? Nic nie rozumiem. [...]
I już więcej nie próbował myśleć. Tylko z rozpaczą powtarzał w duchu jak modlitwę: "Jestem zwierzęciem, widzisz przecież, że jestem zwierzeciem. Nie znam słów, nie nauczono mnie mówić, nie umiem myśleć, te kanalie nie pozwoliły mi nauczyć się myśleć. Ale jeżeli naprawdę jesteś taka... wszechmocna... wszechmogąca... wszechrozumiejąca... zdecyduj! Wejrzyj w moją duszę - ja wiem, w niej jest wszystko, czego ci trzeba. Musi być! Przecież nigdy i nikomu nie sprzedałem duszy! Jest moja, człowiecza! Sama wydobądź ze mnie to, czego chcę - przecież to niemożliwe, żebym chciał zła! Niech wszystko będzie przeklęte, przecież nic nie umiem wymyślić oprócz tych jego słów: - Szczęście dla wszystkich za darmo! I niech nikt nie odejdzie skrzywdzony!".


Do pośmiania się jeden z drobnych smaczków, jakich u Strugackich nigdy nie brakuje:

Przynieśli piwo. Nunnun upił łyk, obserwując znad piany Walentina, który z powątpiewaniem i wstrętem wpatrywał się w swój kufel.
- Nie masz ochoty? - zapytał Nunnun, oblizując wargi.
- Bo ja, prawdę mówiąc, nie piję - niezdecydowanie powiedział Walentin.
- Naprawdę? - zdumiał się Nunnun.
- Do diabła! - zirytował się Walentin. - Musi przecież na tym świecie być choć jeden niepijący... - zdecydowanym ruchem odsunął kufel. - Zamów dla mnie koniak, jeżeli już - powiedział.
- Rozalia! - wrzasnął niezwłocznie, już zupełnie rozweselony Nunnun.
[...]
Walentin najwidoczniej z lekka sobie podchmielił. Zaczął mówić głośniej, policzki mu poróżowiały, a brwi nad ciemnymi szkłami powędrowały wysoko do góry, marszcząc czoło w harmonijkę.
- Rozalia! - wrzasnął nagle. - Jeszcze jeden koniak! Podwójny!
- Lubię niepijących - z szacunkiem powiedział Nunnun.

Brak komentarzy: