Kto w ogóle, kurwa, wymyślił te słowa małżeńskiej przysięgi? Jak można komukolwiek przysięgać miłość? Uczciwość, wierność, no, to tak. Na pewno są tacy, co potrafią w razie czego wziąć na wstrzymanie i zalecaną przez księży metodą wysublimować popędy w twórczość artystyczną albo wyżyć się w bieganiu i zimnych prysznicach. Uczciwość, lojalność, to są rzeczy, nad którymi możesz zapanować, a jesli nie zapanujesz, może ci ktoś kazać czuć z tego powodu winę. Ale miłość? Nagle, pewnego dnia spotykasz inną kobietę, i okazuje się, że to jest własnie ta, której szukałeś, cale twoje ciało wyrywa się do niej jak pies na łańcuchu - i co masz z nim zrobić? Nagle, pewnego poranka patrzysz na kobietę w swoim łóżku i uświadamiasz sobie, że od dawna już twoje ciało daje ci sygnały: nie, dość, pomyłka, zawracać! I co na to poradzi przysięga, choćby pod nie wiem jakimi kapłańskimi klątwami ją składano? W każdą sobotę i niedzielę tysiące par przed tysiącami ołtarzy pokornie powtarza za księdzem te bzdury, nie zdając sobie sprawy, że miłości sobie przysięgać nie można - a po paru latach i tak wszystko im się rozłazi, krzywdzą się nawzajem, nienawidzą, żrą jak pies z kotem, wciągają w to dzieci i nikt się nie zastanowi, że coś jest spieprzone w samym pomyśle. [s. 28]
Idę. Idę w tej zawiei, dziękuję Ci przynajmniej za to, za ten mroźny wiatr, nikt mnie w nim nie zauważy, nikt nie zwróci uwagi. Tylko Ty się patrz. Chociaż już chyba kończymy tę zabawę, prawda? Już mnie przeczołgałeś w tę i z powrotem - nie masz już wątpliwości, Galilejczyku, że zwyciężyłeś, ja też nie mam, więc możemy już z tym skończyć, możemy już dać sobie na wstrzymanie? Chyba już się napatrzyłeś dość, jak może Twoje stworzenie być popierdolone, chociaż to przecież nie ja sam tak siebie popierdoliłem, nie wiem kto, ale nie ja sam na pewno, w każdym razie - nie ciągnijmy już tego dłużej, tyle chyba możesz dla mnie zrobić. [s. 212]
Ziemkiewicz, kiedy nie pisze o Michniku, pisze naprawdę ciekawie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz