środa, 9 grudnia 2009

Saramago, José: Kamienna Tratwa

Wychodzi, że mam całkowicie odmienny gust od mojej siostry - jak dla mnie najsłabsza z poznanych do tej pory książek Saramago. Co nie znaczy, że słaba. Jak zwykle bardzo dobrze napisana, ma ujmująco trafne i rozbrajająco zabawne momenty, ale w sumie nie mówi o niczym. Taka jest trochę w stylu Prostej historii - no, płyniemy, jedziemy, kochamy się, przeżywamy dramaty życiowe, ale wszystko to i tak nic, bo świat się toczy do przodu. Doceniam kunszt pisarski, ale odkładam na półkę ze znużeniem. W poprzednich lekturach tego autora było znacznie więcej życia. Ale przeczytać warto, bo można znaleźć na przykład całkiem trzeźwy komentarz do współczesnego przekazu medialnego:
Od mieszkańca Północy nie usłyszelibyśmy tego, co usłyszymy, kiedy się zatrzymamy, aby zapytać tego człowieka usadowionego na grzbiecie osła, co tez myśli o niesamowitym wydarzeniu, jakim jest oddzielenie się Półwyspu Iberyjskiego od Europy, ściąga on wodze, Prrr, i odpowiada, nie przebierając w słowach, To wszystko wygłupy. Roque Lozano ocenia wszystko po wyglądzie, dzięki temu wykształcił swój trzeźwy osąd, proszę spojrzeć na sielski spokój tych pól, przejrzystość nieba, zrównoważenie kamieni, góry Morena i Aracena identyczne od chwili swych narodzin albo przynajmniej od chwili naszych narodzin, Ale przecież telewizja pokazała całemu światu, jak Pireneje pękają niczym arbuz, zarzekamy się, sięgając po metaforę zrozumiałą dla rolniczych umysłów, Nie wierzę telewizji, dopóki nie zobaczę na własne oczy, te, które wyjedzą mi robaki, nie wierzę [...]
[s. 63-64]

Albo fragmenty tak dowcipne, że - nie ukrywam - aż się popłakałem ze smiechu:

Zrozpaczony amerykański uczony, i to z tych najlepszych, doprowadzony do ostateczności, oświadczył na pokładzie statku hydrograficznego, w obliczu wiatrów i horyzontów, Stwierdzam, że jest niemożliwe, żeby półwysep się poruszał, lecz pewien Włoch, choć znacznie mniej uczony, jednak mając za sobą precedens historyczny i naukowy, wymamrotał, ale nie tak cicho, by go nie usłyszała ta opatrznościowa istota, która wszystko podsłuchuje, E pur si muove.
[s. 126]
Jednakże skoro są tacy Europejczycy, są też owacy. [...] Mamy takich, którzy obserwują przejeżdżający pociąg i popadają w przygnębienie z tęsknoty za podróżą, w która nie wyruszą, takich, którzy nie mogą patrzeć na ptaka na niebie, nie odczuwając pragnienia alkionicznego lotu, takich, którym niknący za horyzontem statek wyrywa z piersi drżące westchnienie, narzeczona pomyślała, że to z powodu jej bliskości, tylko on wiedział, że to z powodu dali.
[s. 147]
Chodzi o to, zauważali Kanadyjczycy, że jeśli nie zmieni się kurs, to my będziemy gospodarzami, powstanie tu druga Nowa Ziemia, i wcale nie wiedzą biedni Iberyjczycy, co ich czeka, zabójcze zimno, lód, jedyną korzyścią będzie to, że Portugalczycy znajdą się blisko Sztokfisza, którego tak uwielbiają, stracą lato ale zyskają papu.
[s. 258]

Brak komentarzy: