Usmiechnął się do siebie. Więc jednak rację miał ksiądz Józef? Więc przyszedł do kościoła św. Brygidy wcale nie po to, by zmazać swoją winę, tylko po to, by się utwierdzić w swojej pysze? Niepowtarzalny, rajski ptak wrażliwego sumienia! Więc ksiądz Tadeusz doskonale wyczuł tę jego paskudną, zamaskowana pychę egotyka, który wyjątkowością własnych win chce się wyodrębnić z szarego tłumu? I dlatego spowiedź skrócił do twardego żołnierskiego minimum, po czym zalecił Jakubowi najzupełniej standardową pokutę? Po prostu postawił go na bacznośc - jak pierwszego lepszego szeregowca grzechu! Kapłani znają się na ludziach, więc było to możliwe. Z pewnością każdy chetnie wmawia sobie, że jest zranionym Pelikanem czułego sumienia. Ale sumienie skrupulatne, wpatrzone w siebie jak Narcyz, krok tylko dzieli od zwykłej podłości.
[s. 86]
Mniej jest w tej książce tego pięknego, chwinowego pisania, więcej za to pięknej historii. Kiedy Chwin opowiadał o Gdańsku w "Krótkiej historii..." czy "Hanemannie", zauważał niezauważalne - tutaj opowiada o tym, jak się zaczyna zauważać.
Przewracając się na drugi bok, Jakub przypomniał sobie sławne zdanie pewnego filozofa, że "poezja po Auschwitz jest niemożliwa", ale duch języka tylko się usmiechnął wyrozumiale. - Drogi Jakubie, ależ własnie po Auschwitz poezja rozkwitła. Czy Auschwitz był moralną katastrofa Europy? Był. A ileż to talentów wypłynęło na falach tej katastrofy. Ruch wydawniczy w domach. Kolorowe okładki. Kalkulacja kosztów. Staranny dobór czcionek przyjemnych dla oka. I żądania: - Holocaust? Ależ, oczywiście, proszę bardzo, wydamy. Tylko żeby było interesujące! I najlepiej o cudownych ocaleniach. Bo już się trochę przejadło. O umarli, spopieleni, zmiażdżeni, zamarznięci, czemuście nie pomysleli o tym, żeby umierać interesująco. A tu zwykłe błoto w ustach, skóra obdarta do kości, całe nogi w odchodach i mistrzowie stypendiów, projektów, fundacji, konferencji, śniadań, obiadów i kolacji, bufetów i bankietów.
I duch języka, przemawiający w mrokach nocy, roztaczał przed Jakubem tajemniczą panoramę metamorfoz słowa, które wytrwale szukało Prawdy. Oto "komora gazowa" przeobrażała się w "grant w wysokości trzech tysięcy euro", "góra popiołów" w "roczny stiftung", "doły śmierci" w "kredowy papier, przyjemny w dotyku, z dobrymi ilustracjami", "vertreibung" zaś w "nagrodę literacką". Nawet "śmierc tysięcy uchodźców" na pokładzie sławnego "Gustloffa" zmieniała się w "wysoki nakład" i "pierwsze miejsce na liście bestsellerów", a "śmierć tysięcy ludzi w płonących wieżach World Trade Center" w wydrukowany na dobrej stronie "New Yorkera" "wiersz, który utrzyma napięcie żałoby" oraz jako "międzynarodowy sukces autora" niewątpliwie poprawi nadwątlone samopoczucie narodu, z którego autor się wywodzi."
[s. 132]
Czasem długo nie mogła zasnąć. - Słuchaj - szarpała go za rękaw, gdy kładł się na swoim posłaniu - oni tam, na Klasztornej - pokazywała palcem niewidzialnych wrogów, kryjących się gdzieś w ciemności - oni tam mi mówią, że ja po śmierci trafię od razu do Nieba. Słyszysz? Od razu! A ja ich mam gdzieś, rozumiesz! Wiesz - ja jestem sto razy lepsza niż ten ich Bóg. Bo - niech to sobie wreszcie wbiją do głowy! - to nie ja stworzyłam coś tak strasznego jak ten pieprzony świat. Ja jestem nic, śmiecie, brud, gówno, ale - oczy błyszczały jej z wściekłej, nieprzytomnej dumy - to nie ja, do kurwy nędzy, stworzyłam to wszystko. Słyszysz? Ja kradnę, szprycuję się, piję, ale to nie ja mam to na sumieniu! Oni mi mówią, że ja będę zbawiona, że ja będę sobie po śmierci siedzieć w Niebie jak u cioci na imieninach. "Pani Hildo - przedrzeźniała czyjś głos - pani taka biedna, taka chora! Pani dosyć się wycierpiała na Ziemi! Tam, w górze, tylko szczęście wieczne na pania czeka!".
A ja ich pytam wtedy: - To żebym ja mogła sobie siedzieć u Pana Boga za piecem, dobry, niewinny Jezus musiał zostać zamęczony na śmierć? Tak? To ja - słyszycie? - pluję na takie zbawienie! Ja nie chcę iśc do żadnego Nieba za taką wredną cenę! Rozumiesz? Tak im mówię! Won! Niech spływają z tym swoim zbawieniem, co na cudzej śmierci niewinnej stoi! Ja nie chcę takiego zbawienia! A ty nie śpij! - potrząsała nim, gdy znowu odwracał się do ściany. - Co jest? Masz mnie słuchać, jak do ciebie mówię! Nie śpij! Boże, co z ciebie za dupek!
[s. 192-193]
A tak poza wszystkim, to w pierwszym odruchu można by napisać, że to jest książka o przeznaczeniu. Ale raczej, chyba, jednak, o ile ja dobrze - to ona jest cała podszyta przypadkowością; ogólnym chaosem w mikro i makroskali.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz