W ciągu pierwszych 2 tygodni w Andaluzji samochodem zrobiliśmy 1250km, objeżdżając region od Malagi zgodnie z ruchem wskazówek zegara: Mijas, Gibraltar, Kadyks, Jerez, Sevilla, Kordowa, Baeza, Granada, Nerja i znów Malaga. Plus kilka innych małych miasteczek po drodze.
Lipiec to w Andaluzji ciekawa pora - przewodniki turystyczne doradzają raczej podróż wiosną i wczesną jesienią. I faktycznie, jeśli ktoś nie lubi temperatur w okolicach 42'C w ciągu dnia, to nie będzie szczęśliwy. Ale po zorientowaniu się o co chodzi z tą sjestą, można żyć. Plusem lipca są mniejsze tłumy - turystów jest w sam raz tylu, że nie trzeba stać w zbyt dużych kolejkach w zasadzie nigdzie.
Czy w lipcu, czy kiedykolwiek indziej, odwiedzić warto. Jest pięknie - w sensie dosłownym, wizualnym. Zestawienia barw robią ogromne wrażenie: dużo białego + kolorowe rośliny. Ja się ekscytowałem.
Na Maderze jest równie pięknie, a temperaturowo znośniej: do 26-28 stopni w ciągu dnia. Objazd całej wyspy samochodem zamknęliśmy w 300km, ale za to jakimi drogami! Chyba jeżdżenie było z tej części wycieczki najbardziej ekscytujące: zakręty, podjazdy, mijanki na centymetry, tunele. Sama frajda. No i widoki. No i jedzenie. No i... w sumie mógłbym wymienić jeszcze kilka rzeczy, dla których warto. Ogólnie warto.
Na deser zostawiliśmy sobie Porto - ukochane Porto, najlepsze Porto. Ale tym razem moja najlepsza siostra (która, BTW, ma własną stronę internetową, jeszcze w budowie, ale już coś można poczytać: http://theportoguide.com/what-to-see/) zorganizowała nam także wycieczkę w dolinę Douro.
Jest co oglądać, jest czym się zachwycać - a przede wszystkim, jeśli ktoś ceni sobie miły wieczór z kieliszkiem dobrego tawny, warto obejrzeć, skąd ono dokładnie pochodzi.
Było luksusowo. Pytałem żonę - bo ja teraz już o wszystko pytam żonę - potwierdza. Było luksusowo.