środa, 31 maja 2017

Paweł Chynowski / Piotr Czajkowski / Krzysztof Pastor: Jezioro Łabędzie

Wiecie jak to jest ze mną i baletem. Wysłać prostaka żeby oglądał wysoką sztukę, to połowy nie zauważy, połowy nie zrozumie, a nawet jeśli cokolwiek, to i tak nie doceni.

No właśnie.

Więc w temacie nowej inscenizacji Jeziora Łabędziego, to muzyka przepiękna. Ale nowe libretto... no, jakby tu powiedzieć - nie widziałem nigdy klasycznej wersji, więc może krytyka moja niezasadna, ale dla mnie to ta historia w takim wydaniu się kupy nie trzyma. A żeby się jednak nieco trzymała, sklejona jest wstawkami wręcz komicznymi, jak ten nieszczęsny pluszak zabrany carewiczowi w dzieciństwie i oddany mu przez ojca dopiero na łożu śmierci. Jak te oniryczne sceny mocowania się z ojcem, tak boleśnie łopatologiczne. No i wreszcie załatane są długimi popisami solowymi, co się rzecz jasna tłumaczy zwłaszcza w przypadku solistów, no ale na boga, jak popisy solowe odstawia po kolej cały carski dwór, to ja błagam o litość.

Także tak. Pięknie grali, ładnie tańczyli, ale żebym jakoś bardzo docenił, to nie powiem.

Technikalia: http://teatrwielki.pl/repertuar/kalendarium/2016-2017/jezioro-labedzie/termin/2017-05-21_18-00/

Majóweczki

W maju 2 wycieczki - lokalna i zagraniczna. Luksus.
Zaczęliśmy od Białogóry, ale z przystankiem w Ostródzie i nad Kanałem Elbląskim. Statki przetaczane po pochylniach - największa frajda. Pogoda nieciekawa, ale jakoś tam wytrzymaliśmy. Więcej foteczek po kliknięciu: https://goo.gl/photos/HgzWs2PsC5nyWUFBA



A w połowie maja przygarnęli nas na przedłużony weekend Agnieszka z Piotrem i Hanią. Foteczki: https://goo.gl/photos/kirqC98oHPV3Zz3LA




Londyn widziałem ostatnio 16 lat temu - byłem tam w wakacje w 2001 r.
Część rzeczy się nie zmieniła - oczywiście nie mówię o zabytkach, które stoją od wieków, ale np. z uśmiechem odnotowałem te same wagony metra: niskie, dość ciasne, gorące, z charakterystycznymi "poddupnikami" na końcach. Część jednak jest zupełnie inna. Sprzed 16 lat miałem wspomnienie, że to miasto niezwykle brudne. Śmieci leżą na ulicach, które aż lepią się od brudu. Pamiętam, że brzydziłem się chodzić w sandałach. Dziś, choć śmietników nadal nie ma (zamiast nich stoją potykacze przypominające o zakazie śmiecenia), jest zdecydowanie czyściej. Nie wiem jak dokładnie to osiągnęli, ale osiągnęli.

Imponujące są też inwestycje budowlane: nie mówię tylko o biurowcach w City, ale także o zmodernizowanych muzeach (British, Tate) czy nawet o apartamentowcach po południowej stronie Tamizy.

Ale co mi się chyba najbardziej podobało, to że można w 30 minut z zatłoczonego centrum przedostać się do dzielnicy takiej jak Crouch End, która nadal wygląda jakby była małym miasteczkiem, uroczym, spokojnym bardzo lokalnym, tyle że jest doskonale skomunikowana z resztą miasta. Taki model miasta klikam bardzo.

Nie zachwyciły mnie natomiast piweczka. Nawet krafty robią tak, żeby smakowały trochę jak bitter czy mild. Szału nie ma.