Pokazywanie postów oznaczonych etykietą muzyka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą muzyka. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 21 czerwca 2016

Słucham

Nie umiem pisać o muzyce. Serio, w ogóle coraz trudniej mi się zebrać do napisania paru zdań o czymkolwiek. Jeszcze o książkach to jak cię mogę, ale o muzyce? Im jestem starszy tym mniej się czuję kompetentny. Odnotowuję więc tylko - dla porządku - płyty kupione (lub otrzymane) w ostatnich miesiącach:

Earl Jacob: Czuły Rambo. Pyszna. Całościowo.


Pustki: Wydawało się. Jedna z nowych piosenek bardzo dobra, ale wybór całościowo nie przekonuje - dało się to zestawić ciekawiej.



David Bowie: Blackstar. Taki sztos na chwilę przed śmiercią. Konkret.



Łona i Webber: Nawiasem mówiąc. Nieodmiennie najlepsze, co jest w polskim hip-hopie.



Pablopavo/Iwanek/Praczas: Wir. Ta płyta nie składa się z samych hitów, ale ich stężenie jest poruszające. Jeśli ktoś miał wątpliwości, że Ania Iwanek i kropka, proponuję dowód ostateczny:



A poza tym nakupiłem sobie jeszcze Trojanów, ale wciąż nie mam kompletu, więc nie ma się czym chwalić.

sobota, 12 marca 2016

Recap


Wycieczka do Pragi: 11/10. Nawet przy trzeciej wizycie nie można się w tym mieście nudzić.

Karol Modzelewski, Zajeździmy kobyłę historii: trzeba; bardzo wiele spraw ustawia we właściwym świetle.

Zygmunt Miłoszewski, Gniew: Wciągające. Najpierw Bonda, potem ten, chyba zostanę fanem polskich kryminałów.

Trubalkan, Bubliczki. Znakomite, energetyczne granie. Czekam na jakiś koncert.

Komety grają Partię, koncert 5.03.2016: powrót do młodości. Oczywiście jak zwykle przy imprezach w Kulturalnej organizator wpuścił jakieś 30% ludzi za dużo, no ale hajs się musi zgadzać. Poza tym ekstra.


The Spierig Brothers, Predestination (2014): trochę za bardzo zakręcone, w pewnym momencie przestałem ogarniać co z czego wynika, ale dobrze się oglądało. 

Mirosława Marody: Jednostka po nowoczesności. Perspektywa socjologiczna. Spektakularna porażka czytelnicza - okazuje się, że nie jestem w stanie zmusić się do przebrnięcia przez napisaną trudnym, naukowym językiem publikację z dziedziny, która mnie średnio interesuje. Nie liczyłem, że się wciągnę, no ale jednak chciałem się zapoznać. Przeczytałem ze 2 rozdziały w miesiąc, minął termin zwrotu do BUWu i kiedy po raz kolejny zasnąłem nad lekturą, poddałem front. Użalam się nad sobą.

poniedziałek, 22 grudnia 2014

Pablopavo: Tylko

W nominacji do ostatnich Paszportów Polityki pojawiło się stwierdzenie, że Pablopavo równie dobrze jak w kategorii muzyka, mógłby być nominowany w kategorii literatura. Pełna zgoda. Pablo to pisarz opowiadań - jest miejsce akcji, jest dramaturgia wydarzeń, są - to chyba najważniejsze - postaci pierwszo- i drugoplanowe zarysowane na tyle szczegółowo, aby nie można było wątpić w ich prawdziwość.

Są historie, które mogłyby zwieść zwyczajnością, mogłyby może umknąć przeciętnemu obserwatorowi, ale przed czujnym okiem pisarza się nie schowają, w jego opowieści zostają dowartościowane, zyskują rangę. Nie tylko pozwalają się zauważyć - rzucają się w oczy, poruszają, nie dają spokoju!

Ale nominacja w kategorii muzyka jest chyba rzeczywiście bardziej uzasadniona. Nie każdy, kto pisze opowiadania, potrafi je ująć w formie tekstu piosenki, zaśpiewać, zrobić do nich muzykę (oczywiście za to należny szacunek także dla Motthashippa). Muzykę elegancką, gdzie trzeba i można nawet chwytliwą (Carlos, Generał), a jednocześnie na tyle ascetyczną, aby nie odciągała uwagi od opowieści.

Wszystko to razem komponuje się w zbiór dość smutny. Chwilę po i tak nie najweselszym Polorze przychodzi jeszcze mocniejszy cios. Te opowiadania są przejmujące w taki sposób, od jakiego zwykle chce się uciec. Jakiego nie chce się słuchać - bo boli, bo strach. Ale warto sobie od czasu do czasu zafundować mały seans litości i trwogi. Ja, mam wrażenie, przynajmniej przez chwilę po takim doznaniu czujniej patrzę na świat.

Czytałem sobie ostatnio, że z koncertami Pablopavo jest też dowcipnie - jednego dnia gra dla 200 tysięcy osób, drugiego nikt nie przychodzi na jego smutny koncert1. Miałem okazję zajrzeć na koncert do Hydrozagadki bodaj 9 czy 10 listopada - no, że nikt nie przychodzi, to bym nie przesadzał. Klub pełen. Koncert porywający. A to już wymaga sporego kunsztu - zgromadzić tłum ludzi, skłonić ich do skupienia, wejść z nimi w interakcję nad materiałem, który, było nie było, trochę jednak boli.

Kaszkiety z głów.

---
[1] Heheszki. Bardzo dobrarozmowa Piotra Bratkowskiego z Pablo dla Newsweeka, ale jak ją wrzucał online wydawca Onetu, to początkowo dał taki kretyński tytuł. 

sobota, 20 grudnia 2014

Fisz Emade Tworzywo: Mamut

Od pierwszego utworu Mamut nie oszczędza:


Dobry tekst, dobry bit. Warto spróbować spaceru po mieście z tym kawałkiem na słuchawkach. Wieczorem, w drodze na bibeczkę.

Ale nie tylko z tym. W zasadzie poza Karate, który mi kompletnie nie podszedł, nie ma słabych punktów. Są tylko dobre i lepsze, choć każdy jest dobry inaczej.

Warto odnotować odświeżenie tekstów - wtórność, nadmierny recykling własnych fraz, na który zaczynałem już narzekać, na tej płycie znikają. Jest inaczej - a to komponuje się ze zmianą stylistyczną. Fisz śpiewa! Regularnie śpiewa, nie rapuje. Wycieczki poza rejony hip-hopu Tworzywo robiło już od jakiegoś czasu, ale tym razem jest to zdecydowane oderwanie. Nie wiem, w jakich gatunkach są te piosenki, nie znam się. We właściwych. W każdym razie wymuszają zmianę wokalu i Fisz tę zmianę przeprowadza absolutnie mistrzowsko.

Największego, absolutnego sztosu na tej płycie - Ślady - nie umieszczam, tylko linkuję, bo teledysk mi się akurat umiarkowanie podoba. No, rozumiem, że to klip do zapowiadanego filmu. Ale moim zdaniem, po obejrzeniu go dla porządku, warto sobie odpalić jeszcze raz, bez wideo. Co za muzyka. Co za tekst. I co za głos. Wszystko.

sobota, 8 listopada 2014

Łona i Webber: Wyślij sobie pocztówkę

Wszystko jest w tym projekcie dobre. Piosenka, wideo, pomysł na pocztówkę dźwiękową - której nie mam jak odtworzyć, ale i tak się jaram.




Wyślij sobie pocztówkę stąd.

piątek, 7 listopada 2014

Paula i Karol: Heartwash - płyta i koncert

Cztery lata mijają od mojego entuzjastycznego opisu Overshare, dwa od zdecydowanie spokojniejszej reakcji na Whole again. Chciałbym znowu napisać coś entuzjastycznego, ale znowu jestem raczej bliżej spokojnej akceptacji.

To nie tak, że ta muzyka przestała być wesoła. Nawet, kiedy teksty są poważne czy smutne, to są pełne energii. Historia rozstania zawsze chociaż delikatnie sugeruje nadzieję na coś nowego. Ale mam wrażenie, że ta młodzieńcza energia przestała być młodzieńczą energią - stała się wypracowanym środkiem wyrazu, a to zdecydowanie nie to samo.


Zakochani w poprzednich płytach (lub choćby tylko w jednej) nie będą rozczarowani - dowodem piosenka tytułowa:


Może to zresztą moje marudzenie, może to mój marazm przekłada się na zafałszowany odbiór tej płyty. Bo na koncercie (byłem w Stodole 16.10) wraca dobrze znane i ekscytujące wrażenie, że to cały czas zabawa ekipy przyjaciół, a nie poważne przedsięwzięcie muzyczne dorosłych ludzi. Jest radość, trochę przekomarzania się, trochę żarcików, zostaje nawet miejsce na delikatną improwizację. Może po prostu powinienem częściej chodzić na ich koncerty i wszystko wróci na swoje miejsce?


PS: I tylko wizualnie się bez dwóch zdań coraz bardziej rozmijamy. Okładka - groza. Teledysk - bez szału. No, nie można się we wszystkim zgadzać ;>

czwartek, 6 listopada 2014

Skubas: Brzask

Dwa lata po fenomenalnej płycie Wilczełyko, której nie opisałem tutaj wyłącznie dlatego, że zabrakło mi słów, Skubas wraca z materiałem przynajmniej tej samej klasy.

Nie ukrywam, jestem nieco mniej podekscytowany - głównie dlatego, że płyta jest, mam wrażenie spokojniejsza. Chyba trochę bardziej oszczędna dźwiękowo. Mniej jest na niej kawałków zachęcających do ruszania nóżką, mniej wpada w ucho, trzeba się w nią raczej wsłuchać niż czekać, aż się sama narzuci.

Ale to wsłuchanie się opłaca.


Wybrałem akurat bodaj najsmutniejszą piosenkę - trochę dlatego, że ma znakomity tekst, ale trochę z prostszego powodu - do niej jest wideo. Warto uważnie posłuchać też innych tekstów. Warto spróbować wrzucić tę płytę na słuchawki, zwłaszcza jeśli ktoś jesienią śmiga do pracy bladym świtem. Oszczędna precyzja Brzasku ma szansę doskonale się skomponować z porankiem.


PS: A, i jeszcze okładka płyty - drugi raz absolutnie bezbłędna grafika.

niedziela, 2 listopada 2014

Gaba Kulka: The Escapist

Jak zwykle, ekstra płyta. Dopracowana muzycznie, znakomita tekstowo. Standardowo u Gaby - piosenek anglojęzycznych jest więcej niż tych po polsku, ale tym razem bezdyskusyjnie to te po polsku zasługują na największą uwagę.



 Wszystko robi na nas wielkie wrażenie.

środa, 28 maja 2014

Chonabibe: Migracje

Tu jest chyba najlepszy kawałek z tej płyty, choć nie do końca reprezentatywny:


[Sami na nocnej trasie]

Płyta jest dość nierówna, są potencjalne hiciory, są kawałki przemyślane i dobrze nagrane, są też i takie, które trącą mam 15 lat i bardzo lubię rege, to i sam nagram piosenkę. Ale szczęśliwie tych pierwszych jest więcej. Jeśli wszystkie polskie debiuty miałyby trzymać taki poziom, to byłoby pysznie.


A tu cała płyta do odsłuchania:
https://www.youtube.com/watch?v=bdFY3t8uDms&list=PLXwnwPvkjDAbjeYUgnJoRAgufV4Xuw5Zn

Junior Stress - Sound systemowej sceny syn

5 lat po dobrym L.S.M., 2 lata po Dzięki - tak słabym, że jest póki co jedynym albumem, który po zripowaniu skasowałem z dysku, żeby mi nie zaśmiecał playlist - Junior Stress wraca - i to jak!



Parafrazując - ta płyta nie ma w ogóle słabych punktów. Może ma takie, które nie są mistrzowskie, ale słabych - nie. Dźwiękowo, to tam się rozgrywa jakieś wiekopomne wydarzenie w tle. Tekstowo, bdb+. No ogólnie - płyta roku. A nie! Earl Jacob! A nie! Jest już 2014, to ok, w polskim rege - płyta roku! Kto nie wierzy - niech przesłucha kilka razy: https://www.youtube.com/watch?v=3TSvhQ9ulpU

środa, 30 kwietnia 2014

Zbigniew Wodecki with Mitch & Mitch - 30.04.2014 r.

Zbigniew Wodecki with Mitch & Mitch Orchestra and Chorus ze specjalnym udziałem Polskiej Orkiestry Radiowej pod batutą Cannibal Mitcha

Wszystko w tym projekcie jest najlepsze. Zbigniew - jak się nagle okazuje - jest najlepszy. Mitche są najlepsi. Muzyka jest najlepsza. Orkiestra była najlepsza.
Jak tylko wyjdzie ten koncert na płycie, jestem pierwszy w kolejce do sklepu.

To, jak cała drużyna - z włączeniem orkiestry radiowej! - się bawiła muzyką, zasługuje na jakiś medal.

Tymczasem mogę tylko,w ramach substytutu:
http://www.youtube.com/watch?v=il5lY_UJ0TQ

oraz
http://www.youtube.com/watch?v=eRQBTXZpeoM



sobota, 15 marca 2014

Pablopavo i Ludziki, Fabryka Trzciny, 28.02.2014

Koncert, który przywrócił moją wiarę w płytę Polor. Pokazał, że na koncercie da się zagrać te kawałki w sposób bardziej poruszający niż po prostu na smutno.

Doskonale zresztą, jak się okazuje, można przepleść nowe ze starym i zrobić koncert ze wszystkich 3 płyt, nadal pełen energii, nawet jeśli chwilowo niewesoły.

Natomiast to, co zrobił akustyk z nagłośnieniem wokali, powinno być karane jakimiś robotami publicznymi.


wtorek, 18 lutego 2014

Pablopavo i Ludziki: Polor

Bezbłędna muzycznie, bardzo udana tekstowo płyta, która jest chyba największym rozczarowaniem ostatnich miesięcy. Niestety. Muszę to przyznać, mimo mojej niesłabnącej sympatii do Pablopavo.

Jest smutna i to takim smutkiem, który mi w żadną stronę nie wchodzi. Nie komponuje się z żadnym nastrojem. Nie wiem, może gdyby mnie dziewczyna rzuciła, no ale szczęśliwie - nie rzuca. 10 Piosenek to też była smutna płyta, ale takim smutkiem deszczowej, jesiennej Warszawy. Doskonale mi się komponowała na słuchawkach w takie właśnie wieczory: siąpiący deszcz, rozmazane neony i spacer przez miasto.

A teraz? No jakoś nie działa. Te opowieści, nadal doskonale poprowadzone, nadal każda się nadaje na opowiadanie, ale nie docierają do mnie. Czekam na koncert - już 28.02 w Fabryce Trzciny - może wtedy coś zaskoczy. Póki co, słucham dość wybiórczo: Dancingowej od czasu do czasu, bo wzrusza:



Kotów, bo aż nieprzystająco optymistyczne (oraz - bo wiosna idzie, czuć w powietrzu), oraz Idę przez mgłę, bo jestem uczciwie zachwycony tym tekstem. Jedzmy tę kaszę, w którą nam ktoś dmucha.

Przy okazji premiery było też kilka wywiadów, w tym np. taki - poleca się!

Zakupy: http://karrot.pl/polor



Earl Jacob: Warto Rozrabiać

No cóż, nie ma co się oszukiwać. Gdyby ta płyta wyszła w 2014, to już teraz  wiedziałbym, że mamy płytę roku. Nie zdobyłem się żadne muzyczne podsumowanie 2013 (za krótką mam pamięć), ale statystyki z lastf.fm mówią same za siebie - Earl Jacob zdominował moją playlistę.

Poza intro, które na tle pozostałych piosenek prezentuje się jak kiepski żart, nie ma tu słabych punktów. Każdy tekst ma gdzieś perełkę, no chyba, że akurat cały jest z perełek. Każdy dźwięk zachęca do tańca (mnie! a przecież, między nami, to jak tańczyć - nie wiem). Świadomość muzyczna tej całej ekipy jest powalająca, zdolności wokalne Earl Jacoba zaskakujące. Słyszałem go wcześniej, jak "robił w chórkach" u Pablopavo, no i oczywiście to było poprawne, ale nie zapowiadało niczego szczególnego. A tu - proszę! - no może z Wodeckim to jadę nieco złośliwie, ale pełen szacunek się należy za, bez dwóch zdań, po prostu profesjonalny wokal.

Jak już przy wokalu, to oczywiście nie sposób nie wspomnieć o gościnnym występie Ani Iwanek:


co ona, to ja w ogóle nie. A już na koncercie!

Aha, no i klip jeszcze. Jedno oficjalne wideo, póki co, no i tak samo hicior:



Chociaż moim faworytem jest Weź mnie nie zawiedź. Dobre, spokojne ska i słowa dla każdego, i dla Pani, i dla Pana, chrum! Należy się wsłuchać i zadumać.

Czekam na drugą płytę. Podobno druga płyta to umarł w butach, żeby tak jeszcze raz wspomnieć Pablopavo, ale przy takim spektakularnym mistrzostwie pierwszej, niech druga będzie choć w połowie tak udana i mamy medal.

A, w ogóle, całość jest do odsłuchania - oficjalnie - na ytb:
http://www.youtube.com/watch?v=9mw0Qg9OemQ&list=PLRJxLOW4TctyvMgXBbXvzaNBZoLhFkUBf

I do kupienia za dobre pieniądze:
http://www.karrot.pl/wartorozrabiac


czwartek, 9 sierpnia 2012

Paula i Karol: Whole Again

W odróżnieniu od niekłamanego entuzjazmu, od świeżej, wiosennej radości, z jaką przyjąłem Overshare - druga płyta nie wywołała we mnie absolutnie żadnych uczuć. Jest w zasadzie OK, tak samo OK jak było, i muzyka jest w sumie fajna, i teksty nie są gorsze niż na pierwszej płycie, ale... wtedy po prostu się w nich zakochałem, a nie można najwyraźniej dwa razy zakochać się tak samo.

Co nie zmienia faktu, że poszedłbym na jakiś koncert, bo dawno nie byłem. Ostatnio jak byłem, jeszcze grubo przed wydaniem płyty, zaśpiewali własną aranżację You Can Call Me Al Paula Simona; szkoda, że to nie trafiło na płytę, bardzo pozytywnie zapamiętałem.

Jedyna ścieżka, która zrobiła na mnie większe wrażenie, to What You Say (I Know):

Może dlatego, że brzmi jakoś inaczej niż reszta.

Cały album do przesłuchania na bandcampie: http://paulaandkarol.bandcamp.com/album/whole-again

Karolina

Z pewnością ta historia powinna zaczynać się zupełnie inaczej i w zupełnie innym miejscu, tak by było wiadomo, gdzie i jak się skończy. Może powinna przebrzmieć w dzielnicy starych kobiet i gołębi jako ostatni rozdział nienapisanej przez Karolinę powieści, w cieniu drzewa przy którejś z małych, spokojnych ulic albo jednak w bardziej światowym miejscu, w nadmorskim kurorcie bądź europejskiej metropolii, dokąd zaprowadziłby ją, a mnie wraz z nią, nieoceniony Rozkład jazdy na liniach autobusowych, okrętowych, kolejowych i lotniczych. Bo jednak jest mało prawdopodobne, by powieść urwała się, dajmy na to, na Karolina út. - tam, gdzie zawsze jeździ autobus 12. Czym dałoby się umotywować taką ewentualność?Co mogłoby się zdarzyć na Karolina út., na tej nudnej, szerokiej drodze, gdzie jedynie czasem przemknie karetka albo wóz straży pożarnej, bo tylko one nie mają żadnego wyboru i muszą krążyć po wyznaczonych trasach?
Na razie trudno coś przewidzieć, ale historia toczy się dalej, trwa tylko chwilowa przerwa, wszyscy wychodzą do foyer, zapalają papierosy, wyciągają telefony, witają się, wymieniają wizytówkami, obiecują sobie niedalekie spotkania. Być może rzeczywiście lepiej byłoby, gdyby ta historia, zamiast zdarzać się tu i teraz, albo gdzie indziej, nigdy nie miała miejsca, żeby się nie spełniła i nie została opisana. Tak byłoby lepiej dla Karoliny, może nawet lepiej dla mnie. Ale teraz jest już za późno i niczego nie da się odwrócić.
[Krzysztof Varga, Karolina, s. 193-194]

Męcząca książka. Fajerwerk wyobraźni autora i popis jego zręczności pisarskiej, ale opowiedziana historia to męczarnia nie z tej ziemi. Ta mnogość możliwości, niepewność czegokolwiek plus dygresyjność, rozpływanie się nad historiami równoległymi, zaistniałymi lub nie, już po kilkunastu stronach wygenerowała u mnie poczucie ciężkiej beznadziei. Może być wszystko. Może nie być nic. Nie wiadomo. Nikt nie wie. Nic nie jest do złapania, niczego nie można mieć trwale, niczego nie można być pewnym. Wszystko jest równie prawdopodobne. Wszystko się wydarzyło. Nic się nie wydarzyło. Wszystko zostało zmyślone, a może nie zostało.

Czasem robię sobie takie ćwiczenie umysłowe, wyobrażam sobie siebie z wysokości 100 metrów, i w obszarze jaki byłby widoczny z tej wysokości wyobrażam sobie tysiące ludzi z ich historiami, równie ważnymi jak moja, którzy są tuż obok a nawet nie wiedzą o tym, że ja istnieję. Tysiące posplatanych historii, potencjalnych wydarzeń, szans na zwroty akcji, niezliczona ilość zmian w każdej sekundzie. To ćwiczenie pozwala nabrać dystansu do najważniejszych nawet - wydawałoby się - spraw, ale wykonywane nieustannie przez 250 stron okrutnie wyczerpuje.

Efekt - Karolina, ale po uszy w takiej beznadziei jak w wersji Komet:



Raz się jednak uśmiechnąłem, ale wynikało to z niskich pobudek:

Czasem jednak od bezpiecznej przystani małego sklepiku wolała rozległe przestrzenie hipermarketów, gdzie wydawała resztki oszczędności na niepotrzebne rzeczy w rodzaju wymyślnych suszarek i wieszaków, praktycznych, lecz zbędnych jej przyrządów gospodarstwa domowego, a także na niezwykłą ilość jedzenia, które planowała później w wyrafinowany sposób przyrządzać według rzadkich receptur. Wracała na parking, z wysiłkiem pchając przed sobą ogromny wózek pełen kulinarnych osobliwości: dziwnie świeżych ryb z dalekich mórz, podejrzanie dobrze prezentujących się warzyw, tak wymyślnych, że aż niepokojących przypraw, wybornego ryżu, niezwykłych makaronów, wyśmienitych sosów.
[s. 42]

Kiedy spadał na nią złoty deszcz pieniędzy (ach, już widzę, jak przy tych słowach krzywią się wybitni krytycy!), ruszała często w straceńcze wyprawy do centrum miasta, oddając się wyrafinowanym zakupom. W specjalistycznych sklepach kupowała w ilościach niemożliwych do wypicia drogie i wymyślne herbaty [...].
[s. 44]

drobne radości człowieka o wąskich horyzontach intelektualnych, z ubogim słownikiem i bez talentu pisarskiego - przyłapać znanego i cenionego pisarza na brzydkich powtórzeniach. Radość moja jednak nie tylko podła, ale i mocno nieaktualna, bo to książka sprzed 10 lat.


wtorek, 20 marca 2012

Jaskułke & Wyleżoł: DuoDram - Fabryka Trzciny, 13.02.2012

Dzięki Bako mieliśmy z Karlo wejściówkę na koncert w Fabryce Trzciny. Ja tam się na takiej muzyce za dobrze nie znam, ale generalnie to super. Muzycznie bardzo wciągające, bałem się, że się wynudzę, ale nic podobnego. Nawet spokojniejsze kawałki rozgrywali między sobą w taki sposób, że nie usypiały, nabierały energii.

No i wyczuwalne jest takie napięcie między nimi, jak do siebie nawzajem podają muzykę, czasem tak jakby się droczyli lekko. Także wizualnie też bardzo fajnie. Spoko.



A w FT byłem pierwszy raz. Daleko jak jasna cholera, ale miejsce robi dobre wrażenie. Akustycznie daje radę, organizacyjnie bdb.

czwartek, 29 grudnia 2011

Fisz Emade: Zwierzę bez nogi

Nie do końca czuję się kompetentny aby komentować muzykę, którą sami twórcy określają jako: "swoisty hołd oddany klasyce Hip Hopu"[1]. Obawiam się, że za mało do tego znam klasykę hip hopu. Ale mogę sobie pozwolić na komentarz do tekstów.

Kiedy jakiś czas temu pojawił się oficjalny klip do tytułowej piosenki:


ja byłem zachwycony, a niektórzy moi kumple narzekali, że trochę taki bezczelny ripoff z Beastie Boys. Broniłem, zwracając uwagę, że to jest działanie celowe - mrugnięcie okiem do słuchacza (widza) z okazji dziesięciolecia działalności. Trochę stylizowanie się na weteranów polskiego hh, trochę nawiązywanie do innych weteranów i klasyków.

Sam koncept nadal rozumiem i wydaje mi się spoko, ale tego odwoływania się i nawiązywania w tekstach na płycie miałem przesyt. Zwłaszcza, że (poza inspiracjami zewnętrznymi, jak "zbliżysz się to porachuję kości"), to jednak zwykle są cytaty wewnętrzne, z wcześniejszych płyt F&E. Te same frazy, zwroty, poddane recyklingowi i wykorzystane w kolejnych piosenkach. W takiej ilości, która jest nie tylko zauważalna - ale wręcz irytująca[3].

Także generalnie spoko, bardzo fajnie i słucha się miło (np. muzycznie Dziecko we mgle czy Gołąb nawigator są super), tylko że trochę tak, jakby słuchało się bez przerwy którejś z poprzednich płyt, Wielkiego ciężkiego słonia, Piątku 13 czy Heavi Metalu.


I szkoda trochę, że koncept Pana Kraba i Pana Rekina z filmików zapowiadających płytę[2] nie został póki co w żaden sposób rozwinięty. Lubię Pana Kraba.

--
[1] Cytat z oficjalnego jutuba.
[2] Do zobaczenia na majspejsie.
[3] Chyba tylko Tak to robimy, choć też przywołuje jakieś mgliste skojarzenia z płytą F3 a może nawet bardziej z koncertówką Na rzywo w mózgu, robi na tyle duże wrażenie, że da się zapomnieć o tym uczuciu "ja to już gdzieś kiedyś słyszałem".

środa, 21 grudnia 2011

piątek, 11 listopada 2011

Łona i Webber: Cztery i pół

No więc tak. Na początku był mega teledysk do mega kawałka To nic nie znaczy. Kawałka, który zapowiadał, że będzie nie gorzej niż 3 lata temu przy okazji EPki Insert, a może nawet tak dobrze jak 4 lata temu na albumie Absurd i nonsens*. Potem był kawałek Nie pytaj nas z równie dobrym wideo, który podtrzymał emocje. A potem był zakup płyty i kompletne rozczarowanie.

Nie no, jaja sobie robię, bo pisze to jakoś tak w miarę równo z komentarzem do słabej płyty KaCeZeta. Szczęśliwie i całkowicie zgodnie z przewidywaniami potem było już tylko lepiej. Płyta jest mistrzowska - tekstowo taki np. Kaloryfer; tekstowo i muzycznie Szkoda zachodu, którego refren wkręca się w głowę i nie chce wyleźć przez całe dni; czy choćby na poziomie drobnych sampli-smaczków, jak "na ciebie sznycel oczekuje" w Kończ tę rozmowę - po prostu cały album jest znakomity, spełnia oczekiwania, nie zostawia pytań, nic tylko słuchać.
Nie wiem czy jest tak dobrze jak na Absurd i nonsens. W sumie może jest nawet lepiej - tamta płyta sprawiała na mnie jakieś takie bardziej zaangażowane wrażenie. Chociaż też bez napinki, ale jednak: Hipermarket, Martwisz mnie, Czemu kiosk, Miej wątpliwość, Leksykon Brockhausa, Panie Mahmudzie... teraz jakby ciśnienie na poruszanie ważnych problemów społecznych jeszcze nieco zeszło. Jest nadal, bo przecież wspominałem przed chwilą Nie pytaj nas czy Szkoda zachodu, ale jednak raczej jest to na poziomie luźniejszej refleksji.

I może jedynie do bitów miałbym małą uwagę, że jakieś takie są... surowe, ale to może ja mam tylko takie wrażenie. A ja prosty chłopak jestem i lubię czasem bardziej melodyjna melodyjkę. Ale ale, może mi się tylko wydaje, bo w sumie słucha się spoko. Na ten przykład do marszu do pracy - rewelka.

Wideo nie wrzucam, bo wszystkie są do obejrzenia na jutubie, na kanale Dobrze Wiesz:
http://www.youtube.com/user/DobrzewieszTV

--

* starszych płyt nie znam, bo jestem ignorantem, ale nadrobię.