Od pierwszego utworu Mamut nie oszczędza:
Dobry tekst, dobry bit. Warto spróbować spaceru po mieście z tym kawałkiem na słuchawkach. Wieczorem, w drodze na bibeczkę.
Ale nie tylko z tym. W zasadzie poza Karate, który mi kompletnie nie podszedł, nie ma słabych punktów. Są tylko dobre i lepsze, choć każdy jest dobry inaczej.
Warto odnotować odświeżenie tekstów - wtórność, nadmierny recykling własnych fraz, na który zaczynałem już narzekać, na tej płycie znikają. Jest inaczej - a to komponuje się ze zmianą stylistyczną. Fisz śpiewa! Regularnie śpiewa, nie rapuje. Wycieczki poza rejony hip-hopu Tworzywo robiło już od jakiegoś czasu, ale tym razem jest to zdecydowane oderwanie. Nie wiem, w jakich gatunkach są te piosenki, nie znam się. We właściwych. W każdym razie wymuszają zmianę wokalu i Fisz tę zmianę przeprowadza absolutnie mistrzowsko.
Największego, absolutnego sztosu na tej płycie - Ślady - nie umieszczam, tylko linkuję, bo teledysk mi się akurat umiarkowanie podoba. No, rozumiem, że to klip do zapowiadanego filmu. Ale moim zdaniem, po obejrzeniu go dla porządku, warto sobie odpalić jeszcze raz, bez wideo. Co za muzyka. Co za tekst. I co za głos. Wszystko.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz