Wpadło mi ostatnio w ręce kilka strasznych historii: książkowych i filmowych - tak się złożyło. Sam rzadko po ten gatunek sięgam, ale z godnych zaufania rekomendacji nie odmówiłem.
Na pierwszy ogień poszedł Domofon Zygmunta Miłoszewskiego. Rzecz nienowa, ale jeśli kogoś do tej pory ominęła, to polecam. W sumie to dochodziły do mnie nawet słuchy, że gdzieś tam za moimi plecami polska literatura kryminalna rozwija się na bardzo dobrym poziomie, więc nawet nie jestem bardzo zaskoczony, ale mimo tego: wow! To akurat jest bardziej horror, kryminalny wątek przewija się tylko w tle, ale moje uznanie jest tym większe - bo horrorów to już w ogóle nie łykam. A tymczasem: dobrze napisane (językowo: bez kiksów, bez szczególnej sztuczności językowej), dobrze pomyślane, do końca trzymające w napięciu. Innymi słowy: przyjemna lektura bez większych wpadek. No, spoko. Kolejne książki zaraz sobie zakolejkuję. Oraz, tytułem skojarzenia, odświeżę Anioła Zagłady Buñuela.
Następnie sięgnąłem po Łowców głów Jo Nesbø. Dwa lata temu skonstatowałem, że Szwedzi są skazani na wyginięcie. Wstępnie rozciągam tezę na Norwegów, bo albo skrywają mroczne sekrety, albo są psychopatami, albo uroczo naiwnymi durniami. Tylko kawy piją mniej. Za to finansowo zdecydowanie prowadzą się gorzej, żyją ponad stan i niezbyt umieją to zauważyć. Rzecz wymaga jednak dalszych badań - dobrze, że Nesbø ma na koncie jeszcze kilka innych pozycji.
Wciągające w Łowcach - zresztą poniekąd i w Millenium też - jest założenie, że w każdym czai się superbohater. Roger Brown, 168 cm wzrostu, porzucając korposlang: pracownik działu kadr ;) owszem, ma niecodzienne hobby i sposób zarabiania na życie, ale nie ma za sobą lat treningów w Navy Seals (czy może raczej Marinejegerkommandoen), a jednak nagle znajduje w sobie opanowanie, umiejętności, pomysły i kondycję fizyczną godne Jamesa Bonda. Na codzień za fizyczny aspekt jego pracy odpowiada ktoś inny - najtrudniejsze jego zadania to rozbrojenie alarmu, odpiłowanie haczyków - ale gdy sytuacja tego wymaga, jest gotów do pościgów, ucieczek, walki. Na codzień prowadzi rozmowy rekrutacyjne, ale jak się okazuje, daje mu to zdolności asa wywiadu. Nie szydzę z tej książki, rozumiem prawa gatunku - szukam tylko z narastającą niecierpliwością tego wszystkiego w sobie, bo i ja, skromny pracownik biurowy, chciałbym być herosem.
Jako że film na podstawie Łowców czeka na wieczór z Karlo, tymczasem odpaliłem sobie A Good Marriage Petera Askina na podstawie opowiadania Stephena Kinga (technikalia: http://www.imdb.com/title/tt2180994/). I dzięki temu mogę też sobie nieco pohejtować, a nie, że wieczór z samymi pochwałami. Ten film to absolutna, spektakularna padaka. Nie wiem - nie czytałem - czy to opowiadanie Kinga jest słabe, czy tylko jego adaptacja wyszła źle, ale nie ma punktu zaczepienia do pozytywnego komentarza. Akcja się nie rozwija, nie ma suspensu, zakończenie jest wymyślone w ogóle z sufitu; szkoda gadać. Wszystko źle.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz