czwartek, 23 czerwca 2016

Iza Klementowska: Szkielet białego słonia

Czytałem Samotnośc Portugalczyka i nie byłem urzeczony, ale tym razem jest lepiej. Autorka porzuca Portugalię, wybiera się do (zasygnalizowanej w Samotności...) dawnej portugalskiej kolonii - Mozambiku, i mam wrażenie, że reportersko poczyna tam sobie śmielej aniżeli na kontynencie. Odważniej dobiera miejsca, bohaterów; dokłada do tekstu sporo informacji historycznych, politycznych i geograficznych, ale też odrobinę własnego doświadczenia, co nadaje reportażowi także rys podróżniczy.

Miałem już okazję książkowo zetknąć się z Mozambikiem - trzykrotnie. Ale jeśli ktoś dopiero zaczyna, prawdopodobnie od takiego reportażu warto wystartować.


Technikalia: https://czarne.com.pl/katalog/ksiazki/szkielet-bialego-slonia

wtorek, 21 czerwca 2016

Virginie Despentes: Vernon Subutex (1)

Nie do końca rozumiem. Może mi coś umknęło. Ale bezbronność Vernona wobec sekwencji zdarzeń, jaka wysyła go ostatecznie na ulicę, wydaje mi się wręcz nieprawdopodobna. Ja bym chyba jednak... coś zrobił. Zadziałał wcześniej, aktywniej, inaczej. Nie poddałbym się tej zerojedynkowości: wygrywasz wszystko lub wszystko tracisz. Ale możliwe, że jego bezradność i obojętność wynikają z głębokiego zrozumienia, że inny z bohaterów, Kiko, ma rację, gdy rozmyśla:

Ludzie z dołów boją się wzrostu notowań skrajnej prawicy. Na giełdach to niczego nie zmieni. Ci czy tamci, nie czuć żadnej różnicy. Już się nie cofniemy. Tkwią jeszcze w latach trzydziestych. Kiko jest podpięty do jedynego nurtu, ma bezpośrednie połączenie z władzą, pieniądze się szamoczą, wierzgają, stają dęba, ale Kiko jest w siodle. Czy ktoś każe pilotowi bombowca przeżywać wewnętrzne rozterki? A ci jeszcze bronią szkoły czy ubezpieczeń społecznych. Zapóźnieni w rozwoju. Czy bezrobotny czuje potrzebę czytania w czasie wolnym? Mają dostawać pieniądze, skoro nie produkują? To koniec starego świata. Po co kształcić ludzi, których nie potrzebujemy już na rynku pracy? Kiedy następnym razem wystosuje się apel do ludów Europy, to z powodu wojny. Wojna. Ale piśmienni bezrobotni - doprawdy, co za głupota. Ludzie myślą, że tam na górze przejmują się ruchami kontestującymi istniejący porządek, naprawdę wierzą, że komuś ściska się serce, gdy widzi paru oberwańców, którzy nie mają za co sobie kupić mąki. Zawsze tak było. To twarda rzeczywistość. To wojna.
[s. 211]


To przygnębiająca wizja, choć płyną zewsząd sygnały, że chyba niezbyt odbiegająca od prawdy. Ja jeszcze optymistycznie nie tracę nadziei, że czas ruchów kontestujących istniejący porządek, zwłaszcza lewicowych, wciąż przed nami - ale im dłużej się zastanawiam tym uczciwiej przyznaję przed sobą, że jeśli tak, to chyba daleko przed nami. Może Vernon równie uczciwie przyznał, że nie dożyje.

Ale może jego przypadek jest po prostu symptomatyczny dla tych, którzy dzisiaj żyją na przecięciu dwóch płaszczyzn: intensywnego kreowania swojego wizerunku w sieci oraz codziennego życia w wielkim mieście; a wielkie miasta zwykle rozmieszczają ludzi na dwóch biegunach - są ci, którzy odnoszą sukcesy i korzystają z jego uroków, i są ci, którzy przegrywają i rozpaczliwie próbują utrzymać się na powierzchni. W takim świecie lepiej do końca blefować i utonąć niż wyciągnąć rękę po pomoc, przetrwać, ale przyznać się do porażki.

Jak by na to nie patrzeć, książka jest bardzo dobra - czekam na kolejne części.


Słucham

Nie umiem pisać o muzyce. Serio, w ogóle coraz trudniej mi się zebrać do napisania paru zdań o czymkolwiek. Jeszcze o książkach to jak cię mogę, ale o muzyce? Im jestem starszy tym mniej się czuję kompetentny. Odnotowuję więc tylko - dla porządku - płyty kupione (lub otrzymane) w ostatnich miesiącach:

Earl Jacob: Czuły Rambo. Pyszna. Całościowo.


Pustki: Wydawało się. Jedna z nowych piosenek bardzo dobra, ale wybór całościowo nie przekonuje - dało się to zestawić ciekawiej.



David Bowie: Blackstar. Taki sztos na chwilę przed śmiercią. Konkret.



Łona i Webber: Nawiasem mówiąc. Nieodmiennie najlepsze, co jest w polskim hip-hopie.



Pablopavo/Iwanek/Praczas: Wir. Ta płyta nie składa się z samych hitów, ale ich stężenie jest poruszające. Jeśli ktoś miał wątpliwości, że Ania Iwanek i kropka, proponuję dowód ostateczny:



A poza tym nakupiłem sobie jeszcze Trojanów, ale wciąż nie mam kompletu, więc nie ma się czym chwalić.

niedziela, 12 czerwca 2016

Olga Tokarczuk: Ksiegi Jakubowe

Bardzo cenię kompleksowo zbudowane światy. Czy są one mocno osadzone w historii czy w całości zmyślone, to mniejsza. Chylę czoła przed całościowością , przed drobiazgowym autorskim namysłem nad wszystkimi możliwymi aspektami funkcjonowania tworzonego świata.

Księgi... to fascynująca historia. Doczekała się wielu recenzji, nic odkrywczego nie napiszę, ale odnotuję sobie na marginesie, że niezwykle kompleksowo można się w nią zanurzyć. Można ja przeczytać jak wciagającą powieść - no, nieomal przygodową. Można skupić się na zawiłościach religijno-społeczno-politycznych. Można docenić drobiazgowość researchu historycznego i przeczytać ją jako uzupełnienie do podręcznika od historii. Można spróbować przeczytać ją jak powieść psychologiczną - otoczyć się bohaterami tak dobrze przemyślanymi, że prawie żywymi, gotowymi do rozmowy.

Żeby żadnego z tych poziomów nie zgubić, trzeba zachować czujność, trzeba się jednak skoncentrować, przysiąść nad tekstem w ciszy - to raczej nie jest (nie tylko z uwagi na gabaryty) ksiązka do autobusu czy pociągu. Ale z pewnością skupienie to się opłaci.

Przy okazji lektury warto zachwycić się także składem; brakuje mi wiedzy fachowej - czy numeracja ksiąg i stron z boku kart to jeszcze pagina czy ornamentacja czy jeszcze coś innego? Co by to nie było, jest piękne. Do tego numeracja stron od końca czy też - zwyczajem skopiowanym z dawnych ksiąg - przenoszenie ostatnich i pierwszych wyrazów na stronach na strony kolejne; wszystko to może dostarczyć - prócz niewątpliwej przyjemności wizualnej - także ważnej wskazówki interpretacyjnej. Przy tak drobiazgowej dbałości o skład trudno uniknąć myśli, że jest to hołd dla Benedykta Chmielowskiego; czyżby w ten sposób wyróżnionego bohatera opowieści? A jeśli wyróżnionego, jeśli przyjąć na chwilę, że głównym bohaterem jest ten, kto spisuje całą wiedzę o świecie, to kim staje się Jakub Frank? Być może poszukiwaczem, eksperymentatorem, który nieustannie sprawdzając konfiguracje religijne, duchowe, polityczne, społeczne, rodzinne, międzyludzkie etc. etc. chce dostarczyć jak najwięcej materiału do zapisania na kartach wielkiej encyklopedii? Jakub Frank jako beta-tester rzeczywistości. #mniebawi


--
Książka to jeden z prezentów ślubnych - dzięki!