wtorek, 21 czerwca 2016

Virginie Despentes: Vernon Subutex (1)

Nie do końca rozumiem. Może mi coś umknęło. Ale bezbronność Vernona wobec sekwencji zdarzeń, jaka wysyła go ostatecznie na ulicę, wydaje mi się wręcz nieprawdopodobna. Ja bym chyba jednak... coś zrobił. Zadziałał wcześniej, aktywniej, inaczej. Nie poddałbym się tej zerojedynkowości: wygrywasz wszystko lub wszystko tracisz. Ale możliwe, że jego bezradność i obojętność wynikają z głębokiego zrozumienia, że inny z bohaterów, Kiko, ma rację, gdy rozmyśla:

Ludzie z dołów boją się wzrostu notowań skrajnej prawicy. Na giełdach to niczego nie zmieni. Ci czy tamci, nie czuć żadnej różnicy. Już się nie cofniemy. Tkwią jeszcze w latach trzydziestych. Kiko jest podpięty do jedynego nurtu, ma bezpośrednie połączenie z władzą, pieniądze się szamoczą, wierzgają, stają dęba, ale Kiko jest w siodle. Czy ktoś każe pilotowi bombowca przeżywać wewnętrzne rozterki? A ci jeszcze bronią szkoły czy ubezpieczeń społecznych. Zapóźnieni w rozwoju. Czy bezrobotny czuje potrzebę czytania w czasie wolnym? Mają dostawać pieniądze, skoro nie produkują? To koniec starego świata. Po co kształcić ludzi, których nie potrzebujemy już na rynku pracy? Kiedy następnym razem wystosuje się apel do ludów Europy, to z powodu wojny. Wojna. Ale piśmienni bezrobotni - doprawdy, co za głupota. Ludzie myślą, że tam na górze przejmują się ruchami kontestującymi istniejący porządek, naprawdę wierzą, że komuś ściska się serce, gdy widzi paru oberwańców, którzy nie mają za co sobie kupić mąki. Zawsze tak było. To twarda rzeczywistość. To wojna.
[s. 211]


To przygnębiająca wizja, choć płyną zewsząd sygnały, że chyba niezbyt odbiegająca od prawdy. Ja jeszcze optymistycznie nie tracę nadziei, że czas ruchów kontestujących istniejący porządek, zwłaszcza lewicowych, wciąż przed nami - ale im dłużej się zastanawiam tym uczciwiej przyznaję przed sobą, że jeśli tak, to chyba daleko przed nami. Może Vernon równie uczciwie przyznał, że nie dożyje.

Ale może jego przypadek jest po prostu symptomatyczny dla tych, którzy dzisiaj żyją na przecięciu dwóch płaszczyzn: intensywnego kreowania swojego wizerunku w sieci oraz codziennego życia w wielkim mieście; a wielkie miasta zwykle rozmieszczają ludzi na dwóch biegunach - są ci, którzy odnoszą sukcesy i korzystają z jego uroków, i są ci, którzy przegrywają i rozpaczliwie próbują utrzymać się na powierzchni. W takim świecie lepiej do końca blefować i utonąć niż wyciągnąć rękę po pomoc, przetrwać, ale przyznać się do porażki.

Jak by na to nie patrzeć, książka jest bardzo dobra - czekam na kolejne części.


Brak komentarzy: