Wiecie jak to jest ze mną i baletem. Wysłać prostaka żeby oglądał wysoką sztukę, to połowy nie zauważy, połowy nie zrozumie, a nawet jeśli cokolwiek, to i tak nie doceni.
No właśnie.
Więc w temacie nowej inscenizacji Jeziora Łabędziego, to muzyka przepiękna. Ale nowe libretto... no, jakby tu powiedzieć - nie widziałem nigdy klasycznej wersji, więc może krytyka moja niezasadna, ale dla mnie to ta historia w takim wydaniu się kupy nie trzyma. A żeby się jednak nieco trzymała, sklejona jest wstawkami wręcz komicznymi, jak ten nieszczęsny pluszak zabrany carewiczowi w dzieciństwie i oddany mu przez ojca dopiero na łożu śmierci. Jak te oniryczne sceny mocowania się z ojcem, tak boleśnie łopatologiczne. No i wreszcie załatane są długimi popisami solowymi, co się rzecz jasna tłumaczy zwłaszcza w przypadku solistów, no ale na boga, jak popisy solowe odstawia po kolej cały carski dwór, to ja błagam o litość.
Także tak. Pięknie grali, ładnie tańczyli, ale żebym jakoś bardzo docenił, to nie powiem.
Technikalia: http://teatrwielki.pl/repertuar/kalendarium/2016-2017/jezioro-labedzie/termin/2017-05-21_18-00/
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz