niedziela, 1 stycznia 2012

Robinson, Bruce: The Rum Diary

Miał być zabawny film, wyszedł zbiór dowcipów bez puenty.

Z plusów, to Depp gra jak zwykle bardzo fajnie, role podpitych gości wychodzą mu perfekcyjnie. Dowcipy o pijaństwie lub o kacu też są (mniej lub bardziej, ale często bardziej) zabawne; w sumie to taki samograj, no bo umówmy się - każdy wie jak to jest, "a pamiętasz jak w zeszłą sobotę..." i te sprawy. Giovanni Ribisi jako Moburg też dobry, a scena pod koniec, z przemówieniem Hitlera, prze-mistrzowska.

Z minusów, to kiedy seria żartów w końcu ma doprowadzić naszego bohatera do wewnętrznej przemiany i odnalezienia kierunku w życiu, to odnajduje on ten kierunek jak ostatnia pipa, a motywy całej przemiany są niezrozumiałe a jej wykonanie tak patetyczne, że ostatecznie niewiarygodne. A kiedy ona już następuje, i oczekiwalibyśmy jakiejś zgrabnej puenty, typu pierwszy sukces na tej nowej drodze, to film się kończy i dostajemy planszę informacyjną, że in real life te sukcesy były.

Rozumiem, że reżyser filmu na podstawie książki (napisanej w jakiejś części na podstawie osobistych doświadczeń) ma umiarkowane możliwości zmiany zakończenia, ale cóż, efekt jest jaki jest: pozostaje niedosyt i wrażenie braku elementu spajającego historię.

Aha, i główna bohaterka jakaś taka brzydka, jak gorsza wersja Scarlett Johansson.

Technikalia: http://www.imdb.com/title/tt0376136/

Brak komentarzy: