środa, 16 września 2015

John Gimlette: Teatr ryb. Podróże po Nowej Fundlandii i Labradorze

Znakomity pomysł - wyprawa śladami własnego pradziadka, z jego dziennikiem w ręku - który pozwolił autorowi napisać coś z pogranicza literatury podróżniczej i historycznej. Niezwykle dygresyjna, ale dobrze poprowadzona opowieść, choć nieco działał mi na nerwy sam język: fraza zdaje się na siłę upiększona, z przesadną ilością kunsztownych epitetów i wydumanych metafor.

Spore wrażenie robi przeplatanie się wtedy i teraz. Wtedy były ryby. Teraz ich nie ma. Co zostaje wyspie, która nie miała nic prócz ryb, gdy zabrać jej ryby?

Niewiele.

Wystarczająco dużo na wciągająca książkę.

PS: To kolejny z naszych prezentów ślubnych - dzięki!

Brak komentarzy: