poniedziałek, 11 lipca 2011

Rut, Přemysl: Lunatyczny przewodnik po Pradze

Święty Mikołaj i panna proszalna

"Mój Święty Mikołaju - westchnęła panna Aneżka, otwierając okno - ależ mam strapienie! Na co mi te kruczoczarne włosy, kocie oczy i talia osy, skoro nogi mam jak kaczka! Takie nogi nie doprowadzą mnie do ołtarza! Zmiłuj się nade mną, Święty Mikołaju, chociażby dla tego mojego Józefka! Za niego cię proszę, skoro dziś mamy piąty grudnia, to wsuń mi w pończochy takie nogi, żebym nie przynosiła mu wstydu w twoim kościele, amen".
Zaczął prószyć śnieg. Panna Aneżka pomyślała, że to dobry znak. Przewiesiła przez parapet dwie pończochy, które miała na lepsze okazje, przymknęła okno i zaciągnęła roletę.
Spała dobrze, bo trochę sobie przedtem popłakała, ale rano już nie mogła uleżeć w łóżku. Jeszcze było ciemno, kiedy podbiegła do okna - i znalazła pończochy wypełnione po brzegi nogami, jakich nie powstydziłyby się paryskie tancerki. Co prawda były zmarznięte na kość, ale panna Aneżka jęła na nich tak podskakiwać, aż poczuła w łydkach ogień. Kacze nogi odrzuciła kopniakiem w kąt jak stare drewniaki i wyszła z domu jako zupełnie inny człowiek, przynajmniej od pasa w dół.
"Skoro jestem teraz od pasa w dół innym człowiekiem, powinnam prowadzić od pasa w dół inne życie" - rozmyślała, a rozpustnicy oglądali się za nią z błyskiem w oku. Jeden do niej mrugnął, drugi klepnął ją po pupie, a trzeci dyskretnie wsunął jej za podwiązkę sto koron. Dopiero wtedy panna Aneżka doceniła w pełni podarunek Świętego Mikołaja. "Na takich nogach człowiek w zasadzie powinien zejść na złą drogę" - przekonywała samą siebie. I jeszcze tego samego wieczoru zamieniła pokoik z białą lampką na pokój pod czerwoną latarnią. Wyprowadziła się z domu z widokiem na Świętego Mikołaja do ciemnego podwórka na Ungelcie. Od tej pory Józefek jej nie widział, a Święty Mikołaj nie mógł na nią patrzeć.
"I jak ja teraz wyglądam? - przewracał się w chmurach z boku na bok i nie mógł zasnąć. - Ludzie tak lubią dostrzegać w świętych tajone grzechy, a ja mam wziąć na sumienie, że z porządnej dziewczyny zrobiłem dziewkę? Co to, to nie! Tak się nie będzie postępować z moimi darami!"
Mikołaj nie rzucał słów na wiatr. Pewien samotny pan, który o zmroku zapłacił za każdą nogę Aneżki tyle złota, ile ważyła, o świcie zażądał zwrotu pieniędzy. Był to smutny widok: piec, krzesło, umywalka, łóżko, wieszak i tapety na ścianach opowiadały historie z tysiąca i jednej nocy, ale Szeherezada milczała. Siedząc na posłaniu, wysłużoną pierzyną zasłaniała nogi. Znów były kacze. Madame nie potrafiła tego wyjaśnić, klient składał to na karb kobiecej niestałości, tylko Mikołaja nikt o nic nie pytał.
Aneżka w godzinę była na bruku. Jak inaczej wylatuje się z hotelu na godziny? Po raz ostatni rozejrzała się po pokoiku. Wydawało jej się, że dostrzegła w nim jeszcze większą zmianę na gorsze niż w swoich nogach. A przecież wszystko w nim było jak zawsze. Tylko ranek był mądrzejszy od wieczora. Aneżka zatrzasnęła drzwi.
Poszła tam, gdzie ją brzydkie nogi poniosły: przez plac Staromiejski do Świętego Mikołaja. Uklękła w ławce kościelnej i zaczęła płakać jak stara ulicznica.
Tak ją znalazł Józefek. O nic nie pytał. Wystarczyło mu, że się wstydziła. Ale - to typowe dla jej pokolenia - wstydziła się tylko swoich kaczych nóg.
- I po co mi to mówisz? Przecież ja to wiem! - powiedział ze śmiechem Józefek. - Chyba sobie nie wyobrażasz, że uganiam się za tobą dla twoich kruczoczarnych włosów, kocich oczu czy talii osy? Takich dziewczyn jest na kopy! Wystarczy wyjść na promenadę. Ale te twoje nogi... - spojrzał na nie, kręcąc głową - ... czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Słuchaj, Aneżko, czy w tych nogach nie mieszka czasem twoja dusza? Zwyczajne ciało nie może przecież tak wyglądać. Kiedy tak długo cię nie było, bardzo do nich tęskniłem i powiedziałem sobie, że dla tych twoich nóg wezmę sobie ciebie całą.
Ślub odbył się u świętego mikołaja. Ksiądz mówił o tym, że miłość zaczyna się wtedy, kiedy niedostatki jawią się nam jako zalety.

[s. 164-168]

Opowiadania raz lepsze raz gorsze, ale pisane bardzo fajnym językiem, zabawnym, takim trochę kojarzącym się z komiksami Baranowskiego. I do tego świetne fotki Pragi, a na końcu wyjaśnienia z jakich skrawków praskich faktów zbudowane są te bajki i fantazje.

1 komentarz:

miasto-masa-maszyna pisze...

No i jeszcze:

Piwo kwaśnicowe? Chyba chodzi o hefeweizen, a to jest po prostu pszeniczne.