piątek, 30 grudnia 2011

Nicolas Winding Refn: Drive

Fistaszki napisała na fejsiuniu, że mogłaby zrobić prawo jazdy tylko po to, żeby móc jeździć samochodem i słuchać ścieżki do filmu Drive. Chwilę później zupełnie niezależnie Ania stwierdziła, że ostatnio słucha właśnie ścieżki z Drive, i sama jest zaskoczona, bo to kompletnie nie w jej stylu muzyka. W związku z czym postanowiłem sprawdzić.

Muzyka faktycznie daje radę, zwłaszcza Nightcall:
http://www.youtube.com/watch?v=MV_3Dpw-BRY

I film w sumie też spoko. Fabuła prosta jak konstrukcja cepa, głębia psychologiczna postaci porównywalna z głębią tych kanałów, po których w filmie sobie jeżdżą dla rozrywki, ale nie o to chodzi. Tylko o lata 80. Najwcześniejsze wspomnienia: Miami Vice w latach przedszkolnych lub wczesnoszkolnych. Później GTA: Vice City, moja ulubiona część z GTA. I teraz ten film, który od czołówki: różowych, plastikowych napisów tytułowych na tle nocnego miasta, przez samochody aż po muzykę w całości odtwarza tamten świat.
Bardzo przyjemne półtorej godziny, nawet jeśli nieszczególnie wymagające intelektualnie.


Technikalia: http://www.imdb.com/title/tt0780504/
(przestaję linkować do filmwebu, tak mnie te ich reklamy wkurwiają)

Canavan, Trudi: Szepty dzieci mgły

No i dupa. Jakiś czas temu utonąłem w powieściach Canavan - łyknąłem wszystkie 4 książki z serii Czarnego Maga, całą trylogię Ery Pięciorga, do tego pierwszy tom z Trylogii Zdrajcy, no i generalnie było OK. Wciągające, szybko się czytało.
Niestety krótsze formy boleśnie obnażają niedostatki warsztatowe - te opowiadanka są pisane trochę jak szkolne, naiwny język, konstrukcje fabularne tak płytkie, że nijak nie szło się dać pochłonąć. Kiedy dać tej autorce tak z 500-600 stron, a najlepiej 3x500 stron na rozpędzenie się z historią, to jest super. Ale na 20 stronach nie potrafi zbudować niczego sensownego.

czwartek, 29 grudnia 2011

Fisz Emade: Zwierzę bez nogi

Nie do końca czuję się kompetentny aby komentować muzykę, którą sami twórcy określają jako: "swoisty hołd oddany klasyce Hip Hopu"[1]. Obawiam się, że za mało do tego znam klasykę hip hopu. Ale mogę sobie pozwolić na komentarz do tekstów.

Kiedy jakiś czas temu pojawił się oficjalny klip do tytułowej piosenki:


ja byłem zachwycony, a niektórzy moi kumple narzekali, że trochę taki bezczelny ripoff z Beastie Boys. Broniłem, zwracając uwagę, że to jest działanie celowe - mrugnięcie okiem do słuchacza (widza) z okazji dziesięciolecia działalności. Trochę stylizowanie się na weteranów polskiego hh, trochę nawiązywanie do innych weteranów i klasyków.

Sam koncept nadal rozumiem i wydaje mi się spoko, ale tego odwoływania się i nawiązywania w tekstach na płycie miałem przesyt. Zwłaszcza, że (poza inspiracjami zewnętrznymi, jak "zbliżysz się to porachuję kości"), to jednak zwykle są cytaty wewnętrzne, z wcześniejszych płyt F&E. Te same frazy, zwroty, poddane recyklingowi i wykorzystane w kolejnych piosenkach. W takiej ilości, która jest nie tylko zauważalna - ale wręcz irytująca[3].

Także generalnie spoko, bardzo fajnie i słucha się miło (np. muzycznie Dziecko we mgle czy Gołąb nawigator są super), tylko że trochę tak, jakby słuchało się bez przerwy którejś z poprzednich płyt, Wielkiego ciężkiego słonia, Piątku 13 czy Heavi Metalu.


I szkoda trochę, że koncept Pana Kraba i Pana Rekina z filmików zapowiadających płytę[2] nie został póki co w żaden sposób rozwinięty. Lubię Pana Kraba.

--
[1] Cytat z oficjalnego jutuba.
[2] Do zobaczenia na majspejsie.
[3] Chyba tylko Tak to robimy, choć też przywołuje jakieś mgliste skojarzenia z płytą F3 a może nawet bardziej z koncertówką Na rzywo w mózgu, robi na tyle duże wrażenie, że da się zapomnieć o tym uczuciu "ja to już gdzieś kiedyś słyszałem".

niedziela, 25 grudnia 2011

Mówi Warszawa

Nie mogę się zgodzić na określenie, że jest to "pierwsza wielogłosowa powieść o współczesnej Warszawie". Konkretnie, to uwiera mnie tu słowo "powieść". Rozumiem różne współczesne triki, przesunięcia w czasie i różne punkty widzenia, ale jednak jakiejś podstawowej spójności od powieści oczekuję. Bądź to spójności fabuły - której tu absolutnie nie ma, bądź to spójności bohatera (bohaterów) - i tej także brak, chyba że za wspólnego bohatera uznać tu Warszawę. Ale to akurat po lekturze zrobić trudno, bo pomijając już oczywistą niejednolitość tego "bohatera" podczas porównywania tekstów osadzonych w początku XX wieku i w mieście współczesnym, to nawet te z Warszawy współczesnej pokazują tak odmienne oblicza[1] tego miasta, że o jednym bohaterze nie może być mowy. (Zresztą, tak na marginesie, niektóre z tekstów wyglądają trochę tak, jakby ta Warszawa została tam dopisana na zamówienie. Gdyby akurat powstawał tom o Gdańsku, to akcja byłaby w Gdańsku). Dlatego będę się jednak upierał przy określeniu, że jest to tom opowiadań o Warszawie. Tom opowiadań, nie powieść.

Tom opowiadań bardzo nierównych. Czasami zaskakująco dobrych, jak Tamta Wilcza Moniki Rakusy (zaskakująco, bo nagle: WTF is Monika Rakusa?), dobrych z lekkimi zastrzeżeniami, jak Przekątna Moniki Powalisz (lekko zalatuje harlekinową tandetką, ale generalnie raczej wzrusza niż bawi), po-prostu-rewelka-i-nie-mam-pytań, jak teksty Marka Kochana czy Antoniego Libery, czasami zaskakująco przeciętnych, jak Zły powraca Krzysztofa Vargi (czemu zaskakująco, to chyba nie wymaga komentarza), a czasami po prostu żenująco słabych, jak Zdradzeni o świcie Bohdana Sławińskiego.

Większość opowiadań to jednak teksty po prostu OK[2], na poziomie typu trzy gwiazdki na pięć, albo takiej knajpy, do której pójdziesz z dziewczyną, ale nie na pierwszej randce. Poza paroma perełkami nic specjalnego. Szkoda. Zastanawiam się, jak wyglądałaby prawdziwa pierwsza wielogłosowa powieść o Warszawie. Pewnie byłoby to przedsięwzięcie, którego nie dałoby się przeprowadzić na 21 osób, raczej na 5-6 może. Pewnie wymagałaby albo jakiegoś uspójnienia osi czasowej wydarzeń albo uzgodnienia wspólnych bohaterów. I może mogłaby stać się jakimś dobrym literackim przewodnikiem po mieście, bo mimo wyrysowanej na okładce mapki, podróżowanie i poznawanie Warszawy z ta książką jest raczej niemożliwe.

Ale generalnie czytało się miło, chyba 4 godziny i było po temacie, także weszlo gładko. Mikołajowi dziękuję ;)

---

[1] Wydaje mi się, że da się dostrzec jeden wspólny motyw: lekki trend narzekania na przyjezdnych, na zmiany, na ogólne schamienie miasta. Jeśli nie wypowiedziana wprost, to jakoś tam sygnalizowana jest w tych opowiadaniach tęsknota za Warszawą bardziej lokalną, dla swoich.

[2] Co trochę dziwi, bo jednak Jacek Dehnel wybrał rewelacyjny koncept, a jednak napisał po prostu OK. Sylwia Chutnik wybrała świetny temat i wymyśliła bohaterkę z krwi i kości, a jednak napisała po prostu OK. Tomasz Piątek postanowił się trochę zabawić i wyszło mu nawet zgrabnie, a jednak po prostu OK. W ogóle, zestaw nazwisk imponujący, a efekt po prostu OK. To może w sumie znaczyć, że ja po prostu marudzę. Może być, że mnie np. napadły zimowe nastroje, czego dowodem może być wybór cytatu:

Pomysł, żeby przesunąć ich przyjazd do Polski na kwiecień i spotkać się we trzech na dwudziestopięcioleciu święceń kapłańskich Witka, byłby dla Janusza zbyt dziwaczny, żeby go realizować, ale akurat po  raz pierwszy od czasu emigracji w osiemdziesiątym drugim, poczuł się w Niemczech nieswojo, prawie tak jak na samym początku. Nic nie mówił Eli, obawiając się, jak przyjmie tę jego chwilową słabość, ale nocami budził go nieokreślony niepokój, w biurze od dawna łykał po kryjomu jakieś tabletki na wzmocnienie, coś z magnezem na bazie żeń-szenia, a przede wszystkim uświadamiał sobie, że zabrnął, że sprawy, które nigdy nie wydawały mu się ważne - to, że nie ma dzieci ani, w gruncie rzeczy, przyjaciół - zaczynają stopniowo wyglądać inaczej niż do tej pory. Pięćdziesiąte urodziny zaskoczyły  go przed rokiem, przypomniały mu sny z dzieciństwa, że zasypia w ostatni dzień roku szkolnego a budzi się pierwszego września - to samo niedowierzanie, żal i panika, bo przegapił coś, na czym mu szczególnie zależało. Zareagował prawidłowo: jeszcze gorliwiej jeździł w weekendy na rowerze, co rano spędzał godzinę na siłowni i jadł na śniadanie biały ser z kiełkami [...]
Jerzy Sosnowski, Pamiątka, s. 106-107.

środa, 21 grudnia 2011

czwartek, 1 grudnia 2011

Xen Server - twardy reset maszyny wirtualnej z konsoli

#xe vm-list
#xe vm-reset-powerstate uuid=UUID force=true
 
--> jeśli The operation could not be performed because a domain
    still exists for the specified VM
   #list_domains
   #/opt/xensource/debug/destroy_domain -domid 15
   i znowu xe vm-reset-powerstate ... 
 
#xe vm-start uuid=UUID