czwartek, 21 czerwca 2012

Dragomán, György: Biały król

Ostatni z zakupów z krakowskiej taniej książki przy Grodzkiej, z której nigdy nie wychodzę z pustymi rękami. Leżakowała najdłużej i przed przeczytaniem i po lekturze. Nie chcę, żeby bez sensu zbierała kurz przy biurku, więc odnotuję już teraz, choć jestem tak samo głupi jak byłem zaraz po lekturze.

Historia dzieciństwa przegranego, pisze Varga na ostatniej stronie okładki. I zachwyca się. Ja też się w sumie zachwycam, a przynajmniej kiwam głową z podziwem, głównie dlatego, że w sumie dramatyczna historia została w tej książce podana w tak prosty sposób, w tak neutralny, jakby dotyczyła - bo ja wiem - zaginięcia ulubionego ręcznika, a nie rozpadu rodziny. Tym bardziej jest wstrząsająca.

Ale co bardziej zwraca moją uwagę, to normalność okrucieństwa w tym świecie. Starsi biją młodszych, nauczyciele tłuką uczniów do nieprzytomności, robotnicy biją przypadkowe dzieci. Wreszcie funkcjonariusze służby bezpieczeństwa znęcają się nad wszystkimi wymienionymi wcześniej. I sporadycznie tylko budzi to w kimkolwiek jakiekolwiek zdziwienie.

A żadnego nie budzi w narratorze. Dziecko, a już nauczył się reagować jak zwierzę. Wiadomo, że będą bili - trzeba się skulić. Nie zadawać pytań, nie wzywać pomocy. Robić tak, żeby bolało najmniej, żeby przeżyć do następnego dnia.

Rozpuściło mnie dorastanie w czasach i w miejscu, gdzie raczej nie biją niż biją.


Brak komentarzy: