Albo p. Rocha strasznie drętwo pisze, albo go strasznie drętwo pani Maria Filipowicz-Rudek przetłumaczyła. "Słyszę dialogi i w nogi":
Kiedy Rafael wyłania się z łazienki w ręczniku na biodrach, Sarah nie ma w pokoju. Dziewczyna zjawia się w momencie, kiedy mężczyzna wkłada spodnie.
- Gdzie byłaś? - pyta, nie przestając się ubierać i ignorując jej lekko zakłopotaną minę.
- W recepcji.
- Po co?
- Czy muszę ci się ze wszystkiego spowiadać?
- Nie, ale jeśli nie wiem, gdzie jesteś, nie mogę cię chronić.
[s. 202]
Ale ogólnie nie jest źle. Na pewnie nie gorzej niż w polskich odpowiednikach tego typu czytadeł tramwajowo-pociągowych. Literacko nie jest też dużo gorzej niż w Kodzie Leonarda da Vinci Browna. Tyle tylko, że Brown to rok 2004, a Rocha swój pomysł na masoński spisek oplatający świat zaprezentował w 2006. Zabawnie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz