środa, 2 czerwca 2010

Saramago, José: Miasto Ślepców

Gdzie jesteśmy, spytał pierwszy ślepiec, a żona lekarza dokładnie opisała mu miejsce, gdzie się znajdowali, Tutaj straciłem wzrok, stałem na światłach, Tak, zgadza się, to chyba jest to skrzyżowanie, Nie do wiary, szepnął, Wolę nie przypominać sobie, co przeżyłem zamknięty w samochodzie, kiedy ludzie tłukli pięściami w okna, a ja nie mogłem nic zrobić, tylko krzyczałem, że jestem ślepy, a potem pojawił się ten złodziej, który odwiózł mnie do domu, Biedny człowiek, westchnęła żona pierwszego ślepca, Już nigdy nie ukradnie samochodu, Tak bardzo boimy się śmierci, że nawet usprawiedliwiamy zmarłych, powiedziała żona lekarza, To tak, jakbyśmy prosili o wybaczenie, zanim przyjdzie nasza kolej, a ja wciąż mam wrażenie, że śnię, westchnęła żona pierwszego ślepca, Śnię, że oślepłam [...]
[s. 235]


Trochę w temacie ostatnich wydarzeń w naszym kraju trafił mi się ten fragment.
A poza tym to nie wiem. Zwlekałem ponad tydzień z wrzuceniem tego cytatu, bo myślałem, że coś mi przyjdzie rozsądnego do głowy w temacie tej książki. Ale nie przyszło. Przyznaję, jest jak zwykle dobrze napisana, jest ciekawa, jest oryginalna, i na poziomie historii i na poziomie języka, ale poza tymi wszystkimi komplementami - to mnie znużyła. Siostra mi pomogła sprecyzować ten problem. Chodzi o to, że Saramago wszędzie pisze tak samo albo prawie tak samo. Czytasz jego piątą, siódmą książkę i owszem, historia jest niezła, ale co chwila masz wrażenie, że to już było, że dałoby się to opisać znacznie szybciej, bez takiej językowej rozwiązłości i dygresyjności, która w jego tekstach jest niezwykle powtarzalna. I w końcu po całej lekturze nie zostaje nic, poza możliwością mruknięcia pod nosem: "aha, no tak". Więc na tym tekście chyba przygodę z autorem zakończę. I wszystkim raczej polecę te książki, które przeczytałem wcześniej.

Brak komentarzy: