Rozmawiali o cenach wynajmu przyczep. Christiane nie mogła spać pod namiotem, miała chore plecy.
- Dość poważnie - powiedziała. - Większość mężczyzn woli, jak im się obciąga laskę - dorzuciła. - Penetracja ich nudzi, nie staje im. Ale jak się im bierze do ust, robią się jak małe dzieci. Mam wrażenie, że feminizm uczynił im więcej szkód, niż się do tego przyznają.
- Są gorsze rzeczy niż feminizm... - rzekł ponuro.
Wypił whisky do połowy, zanim zdecydował się ponownie odezwać: - Od dawna znasz Miejsce?
- Praktycznie od samego początku. Przestałam tu przyjeżdżać, kiedy wyszłam za mąż, teraz wracam co roku, na dwa albo trzy tygodnie. Na początku było to raczej alternatywne miejsce, taka n o w a l e w i c a; teraz jest New Age; niewiele się zmieniło. Już w latach siedemdziesiątych interesowano się mistyką Wschodu; dzisiaj wciąż jest tu jacuzzi i masaże. To przyjemne miejsce, choć trochę smutne; no ale mniej tu przemocy niż na zewnątrz. Religijny nastrój łagodzi trochę brutalność stosunków właściwą dla podrywania. A jednak tutaj kobiety też cierpią. Starzejących się samotnie mężczyzn nie ma co żałować. Piją podłe wino, zasypiają i śmierdzi im z ust; potem budzą się i zaczynają wszystko od nowa; dość szybko umierają. Starzejące się samotnie kobiety łykają środki uspokajające, ćwiczą jogę, chodzą do psychologów; żyją do późnej starości i bardzo cierpią. Sprzedają ciało, które osłabło, zbrzydło; wiedzą o tym i przez to cierpią. A jednak nie rezygnują, nie potrafią zrezygnować z pragnienia, żeby ktoś je kochał. Padły ofiarą iluzji i tak będzie do końca. W pewnym wieku kobieta zawsze jeszcze może ocierać się o jakieś kutasy; lecz już nigdy nikt jej nie pokocha, to niemożliwe. Tacy są mężczyźni, i tyle.
- Christiane - powiedział Bruno cichym głosem - przesadzasz... Na przykład teraz pragnę sprawić ci przyjemność.
- Wierzę ci. Mam wrażenie, że jesteś raczej miły. Taki miły egoista.
[s. 156-157]
Jakaż to smutna książka jest. Znikąd ratunku. Czy człowiek próbuje zrobić coś ważnego dla świata, make a difference, czy tylko dla siebie, żeby jemy żyło się przyjemniej, to i tak o kant dupy te wysiłki wszystkie. I tak każdy umrze nie tak jak by chciał, nie wtedy kiedy by chciał, samotny, zmęczony i zrezygnowany.
W świecie, zresztą, w którym wszyscy są samotni, zmęczeni i zrezygnowani, tylko nie wszyscy się jeszcze do tego przyznają.
Albo mają w dupie.
Ja chyba, na to by wychodziło, mam centralnie. Pożyczyłem tę książkę, tak jak poprzedniego Houellebecq'a, od Bako - dzięki! - jakoś na początku kwietnia, przeczytałem od razu. Potem nawet wysłałem Bako jakiegoś smsa z wrażeniami na gorąco, jakieś emocje były, ale odłożyłem wszystko na bok, nie miałem czasu napisać nawet tych dwóch zdań. Teraz wróciłem, po półtora miesiąca, znalazłem ten założony skrawkiem papieru cytat do przepisania, ale emocji już nie ma. Nic, było wielkie wrażenie i poszło. Taka to lektura.
Ze skojarzeń, to moja obojętność w sumie koreluje z językiem, jakim ta książka jest napisana. Chłodny. Precyzyjny. W opisach seksu bardziej medyczny niż miłosny. Bezemocjonalny raport z umierającego świata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz