piątek, 22 lipca 2011

Kaczorowski, Aleksander: Praskie łowy

Średnio jest to napisane - historia jest stworzona i poprowadzona bez polotu. Tak jakby koncept był następujący - opowieść trochę o tym, o czym mówią reportaże Szczygła, czyli o przepracowywaniu czeskich traum narodowych, związanych z postawami wobec kolejnych reżimów i kolejnych okupantów, ale opowieść bardzo osobista, zanurzona w indywidualnych doświadczeniach bohaterów, czasem Czechów, a czasem ludzi z zewnątrz, a jednak zakochanych w Pradze, przeżywających Pragę, mówiących o Pradze nierzadko lepiej, ciekawiej i z większymi emocjami niż jej rodowici mieszkańcy. Ale z dobrego konceptu wyszła realizacja nijaka. W wielopoziomowej konstrukcji tekstu raz po raz opowiadani zaczynają sami opowiadać, ale gdzieś się z czasem to gmatwa, przestaje być spójne, przestaje się łączyć jedno z drugim, więc autor dorzuca co i rusz seksualne aluzje albo opisy erotycznych przygód, które owszem, niby trochę dokładają do obrazu miasta, ale jednak bardziej to wygląda na rozpaczliwe łatanie tekstu niż na snucie przemyślanej opowieści.
Co jednak trzeba tej książce przyznać - to, że kiedy już zaczyna mówić o samej Pradze, robi to bezbłędnie. Tak, że ma się ochotę natychmiast pojechać i zobaczyć to miasto na własne oczy, posiedzieć w knajpach, pogadać z ludźmi, pójść na spacer, spróbować jedzenia... chociaż:
Czeska kuchnia; Miriam wzdrygnęła się na samą myśl o niej. Choćbyś nie wiem co zamówiła, zawsze dostawałaś brązowe mięso w brązowym sosie. Ciężkie sosy, gąbczaste knedle, obrzydliwe sałatki z kartofli... Miriam starała się nie brać tego świństwa do ust. Z konieczności została wegetarianką; [...]
[s. 138]

I generalnie, jeśli chodzi o sam język, to też dramatu nie ma, gdyby nie te niedostatki w opowieści, to czytałoby się całkiem przyjemnie. A, no i jeszcze taki nieuk jak ja ma okazję podłapać parę nazwisk malarzy i pisarzy, poza Kunderą,  Hrabalem i Muchą.

2 komentarze:

Anonimowy pisze...

Po kilku latach od lektury właściwie nic mi z tej książki nie zostało we łbie. Nic dziwnego, że zalega a centrach taniej książki.
PS. Nieuk? Bez przesady!:)

bax

donwito.net pisze...

No ja też nie podejrzewam, żebym miał do tego tekstu wracać pamięcią. Ale na łyknięcie w jeden wieczór był w sam raz.