piątek, 29 stycznia 2010

Żadan, Serhij: Big Mac

Uwaga, spoiluję opowiadanie Terytorialne wody jej wanny:
- Mam problemy - zaczyna i zaciąga się nerwowo. - Przepraszam, że cię wyciągnęłam z domu.
- To nic. Przepraszam, że nie zdjąłem butów. Mokro tu.
- Tak, przepraszam, radio wpadło mi do wody.
- Chcesz, żebym je naprawił?
- Nie, nie, rozumiesz, mam problem z twoim znajomym.
- Z jakim znajomym?
- No, z twoim rodakiem. Z Alikiem.
- A jakie z nim mogą być problemy?
- Zakochał się we mnie.
- Przecież jest komputerowcem - powiedziałem czemuś.
- No to co - nie może się we mnie zakochać komputerowiec? - zakaszlała Anna-Maria.
- Dobry komputerowiec - nie. Oni są egocentryczni, im nie do tego.
- Znaczy, że Alik jest złym komputerowcem - poważnie powiedziała Anna-Maria.
- Jest moim przyjacielem - zaprzeczyłem - i rodakiem.
- Mieszkacie niedaleko?
- Tak. Nasze miasta są niedaleko. Pięćset kilometrów, rozumiesz?
- Wczoraj zadzwonił do mnie i powiedział, że mnie kocha. Co mam robić?

Z nią zawsze są takie problemy, cały czas się skarży, to kontrolerzy w tramwaju się jej oświadczają, to staruszki w operze, zresztą nic dziwnego, jest miłą kobietą, z naiwną twarzą i pięknymi piersiami, no i mój przyjaciel Alik coś sobie wymyślił, zresztą to ja ich przedstawiłem sobie całkiem niedawno, siedzieliśmy w jakimś klubie, spotkalismy się po prostu wieczorem, siedzieliśmy, piliśmy, ona i Alik szybko się narąbali, zaczęli coś śpiewać, no i teraz muszę tego wszystkiego wsyłuchiwać.

[...]

Jeszcze parę lat temu, mieszkając w Kijowie i nie znając obcych języków, Alik zajmował się czymś stosowanym, zdaje się, lingwistyką, i przez to porządnie pił. Nie miał specjalnie dobrego zdrowia i alkohol wchodził mu ciężko. Alik ciągle rzygał i miewał potworne, wielogodzinne kace. Picie rzucił całkiem niespodziewanie, kiedy pewnego razu przyszedł do domu mocno pijany i obudziwszy się w środku nocy, poszedł rzygać pod prysznic. Odkręcił kran i spróbował napić się wody z umywalki. Woda była słodka. To ruszyło Alika. Następnego dnia obudził się, od razu przypomniał sobie o wodzie i poszedł spróbować. Woda w dalszym ciągu pozostawała słodka. W innym kranie, w kuchni, woda też była słodka. Alik się przestraszył. Na trzeci dzień woda znowu była normalna, ale przestraszony Alik już postanowił, że rzuca picie. Zwolnił się ze swojej katedry, pokłócił z szefem i zapisał na kurs komputerowy. Już po kilku miesiącach składał kolorowe wykresy w punkcie skupu zboża [...].

[...]

Siedzę i słucham Anny-Marii, słucham, jak nerwowo opowiada jakąś zagmatwaną historię, jak nie wytrzymuje i zaczyna głośno płakać, i wyznaje Alikowi miłość, Alik rozczulony coś do niej szepcze w odpowiedzi, ona dalej szlocha, chowa twarz w dłoniach, Alik schyla się nad nią i zaczyna ją obejmować, ona też go obejmuje i dalej płacze, motyle latają przestraszone nad ciepłymi wodami i po cichu wychodzę na korytarz. Dziwne, bardzo podoba mi się ten mechanizm, ta zasada, według której wszystko się odbywa, dobrze zrobione, nie pogadasz, na przykład oni - szlajali się po tym kontynencie, szlajali się razem z milionami innych obywateli, z kimś żyli, kogoś rzucali, przed kimś uciekali, a i tak spotkali się, popatrz, nie minęli się, nie zgubili wzajemnie, spotkali i nagadali kupę głupot, ale wszystko jedno - jest im dobrze, będą sobie dalej mówić, będą opowiadać sobie wszelkie rzeczy, potem, może, będa się kochać. Może nawet w wodzie. Jak ryby. Albo trytony.

[ss. 98-99, 103, 112]

I w tym zbiorze jest sześć takich. Mi się bardzo - zupełne wariactwo, jak to czytam, to mam ochotę zostawić pracę i pobujać się trochę po Europie. Ale chyba za stary i zbyt zezgredziały jestm ;>

Brak komentarzy: