niedziela, 20 października 2013

Rodzina Brueghlów

Z pewnym opóźnieniem* odnotowuję swoją obecność na wystawie Rodzina Brueghlów - arcydzieła malarstwa flamandzkiego we wrocławskim Pałacu Królewskim.

O wystawie tutaj, zresztą była szeroko komentowana w mediach, więc wszyscy wiedzą co i jak.

O moich wrażeniach artystycznych krótko: no, fajnie. Ja lubię flamandzkie, choć w sumie nie wiem czemu. Może ze względu na żywe kolory, może na prostotę, na czystość przekazu. Może z uwagi na życiową tematykę. Może to kwestia tego, że do prostego chłopaka ze wsi przemawiają proste rzeczy. Jak widzę Pochlebców Pietera Brueghla Młodszego, to wiem o co chodzi.

O wrażeniach organizacyjnych nieco więcej. Po pierwsze - wystawa rozczarowująco skromna. Może to kwestia wąskiego tematu, ale miałem wrażenie, że wszystkiego do obejrzenia jest niewiele. Po drugie - słaba oprawa multimedialna. O ile się nie mylę, towarzyszył jej jeden (!) telewizor, na którym były pokazywane wyłącznie wybrane obrazy z powiększeniem na wybrane fragmenty. Nie pamiętam, czy z komentarzem audio na słuchawki czy bez. Po trzecie - kiepska organizacja. Klaustrofobiczne salki wystawowe z marnym oświetleniem, mikroskopijne podpisy pod obrazami, część w ogóle nie doświetlona. Nawet jak widać obraz, to trudno się dowiedzieć, co to za jeden. No i wreszcie cena - 40 złotych za bilet (uświadommy sobie - 10 EUR) za wstęp na niewielką, niezbyt imponującą i niezbyt przekrojową wystawę, bez opracowania multimedialnego i bez imponującej organizacji? OK, nie jestem koneserem sztuki, ale zwykle jak bywam w miastach Europy, to staram się odwiedzić jakąś galerię czy muzeum. Zwykle za 10 EUR dostaję więcej.



* bo wystawa skończyła się 5.10.

Brak komentarzy: