wtorek, 31 grudnia 2013
Simple pleasures
Skleroza to w sumie przyjemna sprawa. Przeczytałem raz jeszcze Esther Chwina. Bo zapomniałem kompletnie, że już raz czytałem. Podobało mi się w 2009, nadal mi się podoba.
Jerzy Pilch: Wiele demonów
Oddycham z ulgą. Jednak nie cały Pilch stracony. Po kilku dramatycznie słabych pozycjach wrócił w pięknym stylu.
Może odrobinę słychać w jego słynnej, kunsztownej frazie zmęczenie (w sensie ścisłym czy ściśle powtarzane co kilka stron), ale nadal jest to najwyższy poziom językowej sprawności.
Przede wszystkim jednak na uwagę zasługuje tematyka. Powiedzieć, że ta książka jest o śmierci, to w zasadzie jakby nic nie powiedzieć; oczywista oczywistość. Ale mam wrażenie, że pod wszystkim facecjami, żartami i anegdotami - to jest opowieść na poważnie. że Pilch pisze o śmierci serio. O uciekaniu przed nią i o pogodzeniu się wreszcie.
Może być tak, jak z Panem Tadeuszem - że do tego tekstu trzeba dorosnąć. Może być tak, że trzeba będzie do niego wrócić kiedyś.
Może odrobinę słychać w jego słynnej, kunsztownej frazie zmęczenie (w sensie ścisłym czy ściśle powtarzane co kilka stron), ale nadal jest to najwyższy poziom językowej sprawności.
Przede wszystkim jednak na uwagę zasługuje tematyka. Powiedzieć, że ta książka jest o śmierci, to w zasadzie jakby nic nie powiedzieć; oczywista oczywistość. Ale mam wrażenie, że pod wszystkim facecjami, żartami i anegdotami - to jest opowieść na poważnie. że Pilch pisze o śmierci serio. O uciekaniu przed nią i o pogodzeniu się wreszcie.
Może być tak, jak z Panem Tadeuszem - że do tego tekstu trzeba dorosnąć. Może być tak, że trzeba będzie do niego wrócić kiedyś.
Peter Jackson: The Hobbit: The Desolation of Smaug
Po pierwszej części narzekałem na dłużyzny, po drugiej narzekam na zbyt wiele akcji. Byliśmy na wersji 2D, a reżyser chyba postanowił dopakować scenariusz kilkoma jeszcze scenami pisanymi na potrzeby 3D. Nie jest od tego dramatycznie źle, ale... podtrzymuję moją opinię sprzed roku - trzy filmy dwugodzinne wszystkich by zadowoliły; trzy trzygodzinne to za wiele.
Poza tym nie mam uwag. Nie jestem przywiązany do książkowego oryginału, więc nie wyrzekam na odstępstwa. Ładnie to wszystko zostało namalowane. Ekscytuje i wciąga jak doskonała bajka.
No właśnie. Dobrze zrobiona dobra bajka.
Technikalia: http://www.imdb.com/title/tt1170358/combined
Poza tym nie mam uwag. Nie jestem przywiązany do książkowego oryginału, więc nie wyrzekam na odstępstwa. Ładnie to wszystko zostało namalowane. Ekscytuje i wciąga jak doskonała bajka.
No właśnie. Dobrze zrobiona dobra bajka.
Technikalia: http://www.imdb.com/title/tt1170358/combined
środa, 25 grudnia 2013
Quentin Dupieux: Wrong Cops
Poprzednio nie było źle, ale teraz naprawdę jest. Cytując z klasyki amerykańskiej kinematografii:
Rozumiem, że zgromadzenie w obsadzie paru znanych postaci odbyło się właśnie w ten sposób - ktoś komuś wisiał przysługę. Ale ten film jest od góry do dołu tak zły, tak bezlitośnie, obnażająco zły, że nie sposób o nim mówić spokojnie. To już nie są zmuszające do namysłu absurdy. To jest po prostu żenująca głupota. Jeden czy dwa dobre żarty nie ratują sytuacji.
Technikalia: http://www.imdb.com/title/tt2166616/?ref_=nv_sr_1
MATT DAMON Shove it, Bounce boy, and just remember who talked who into this shit. I mean, talking me into Dogma is one thing...
BEN AFFLECK Hey, I'm sorry if I dragged you away from whatever gay serial killers who like to ride horses while they play golf touchy-feely picture you're doing this week...
MATT DAMON I take it you haven't seen Forces of Nature?
BEN AFFLECK You're like a child! What do I keep telling you? You gotta do the safe picture, then you do the art picture... and sometimes you gotta do the payback picture because your friend says you owe him. [both look at the audience] And then sometimes you gotta go back to the well.
[Jay and Silent Bob Strike Back]
Rozumiem, że zgromadzenie w obsadzie paru znanych postaci odbyło się właśnie w ten sposób - ktoś komuś wisiał przysługę. Ale ten film jest od góry do dołu tak zły, tak bezlitośnie, obnażająco zły, że nie sposób o nim mówić spokojnie. To już nie są zmuszające do namysłu absurdy. To jest po prostu żenująca głupota. Jeden czy dwa dobre żarty nie ratują sytuacji.
Technikalia: http://www.imdb.com/title/tt2166616/?ref_=nv_sr_1
wtorek, 24 grudnia 2013
Rama Burshtein: Fill the Void
Karolina narzekała na zakończenie i w pierwszym odruchu ja też się skrzywiłem, ale po dniu namysłu jednak cofam. Może jest nieco zbyt dosłowne, ale w zasadzie puentuje całość dość celnie i - chyba - jest jedynym odautorskim (odreżyserskim) komentarzem do opowiedzianej historii.
Całość jest dość neutralna. Absolutnie - jak dla mnie - egzotyczne chasydzkie obyczaje nie są oceniane. Film nie stara się postawić przy nich jakiegokolwiek znaku wartościującego, nie jest nawet zrobiony w taki sposób, który miałby widza do tego zachęcić.
I to ostatnie ujęcie dopiero pokazuje, że za ustalonym uporządkowanym i ułożonym w szereg rytuałów życiem stoją prawdziwi ludzie. Którzy, kiedy już rytuały zostaną wypełnione, kiedy już każdy odegra powierzoną mu rolę, zostają z konsekwencjami sam na sam. I nagle - muszą sobie radzić. W sytuacjach, które nie zostały opisane w żadnej księdze. Na które nie poradzi najmądrzejszy rabin (nawet taki, który doskonale doradzi w sprawie kuchenki).
Można by zaryzykować, że cała - też poruszająca i niebanalna - historia jest tu tylko pretekstem do tego, żeby w ostatnich sekundach postawić znak zapytania.
Technikalia: http://www.imdb.com/title/tt2219514/
Całość jest dość neutralna. Absolutnie - jak dla mnie - egzotyczne chasydzkie obyczaje nie są oceniane. Film nie stara się postawić przy nich jakiegokolwiek znaku wartościującego, nie jest nawet zrobiony w taki sposób, który miałby widza do tego zachęcić.
I to ostatnie ujęcie dopiero pokazuje, że za ustalonym uporządkowanym i ułożonym w szereg rytuałów życiem stoją prawdziwi ludzie. Którzy, kiedy już rytuały zostaną wypełnione, kiedy już każdy odegra powierzoną mu rolę, zostają z konsekwencjami sam na sam. I nagle - muszą sobie radzić. W sytuacjach, które nie zostały opisane w żadnej księdze. Na które nie poradzi najmądrzejszy rabin (nawet taki, który doskonale doradzi w sprawie kuchenki).
Można by zaryzykować, że cała - też poruszająca i niebanalna - historia jest tu tylko pretekstem do tego, żeby w ostatnich sekundach postawić znak zapytania.
Technikalia: http://www.imdb.com/title/tt2219514/
niedziela, 22 grudnia 2013
Houellebecq, Michel: Mapa i terytorium
Zacząłem o 9 rano, skończyłem o 21 - 12 godzin z przerwami na pierdoły, jedzenie, internet, drzemkę. Pochłania.
Mam wrażenie, że ta książka, tak na ogólnym planie, jest rozwinięciem Cząstek elementarnych. Tylko że tam jeszcze komuś chciało się próbować. A tutaj już nawet tego nie ma. Jest jałowy bieg. Ludzie jadą siłą rozpędu, ludzkość jedzie na jałowym biegu. Nie ma ludzi - kończą się.
To, co w niej najbardziej wciąga, to chyba właśnie ogrom tej pustki. Nie ma w niej bohatera pełnego. Entuzjastycznego. Przeżywającego swoje emocje. Chcącego zaryzykować wygodę na rzecz jakiegokolwiek uniesienia. Jeśli nawet jest szczęście czy spełnienie, to głównie dzięki spokojowi, stabilizacji i wygodzie. Dzięki chodzeniu utartymi ścieżkami. W Platformie były przynajmniej wyjątki. W Mapie... już nie ma.
Nie ma też widoków na pozytywną zmianę. Polecam uwadze fragment o miasteczku Beauvais.
Ale, poza wszystkim, to jest to książka bardzo ładnie napisana. Elegancko. Rozbudowanym stylem powieściowym. Bez pośpiechu. Może też dzięki temu spokojowi narracyjnemu, kiedy dochodzi się do ostatniego zdania, można, wbrew odczuciom z całej lektury, odnieść wrażenie, że nakreślona w zamknięciu perspektywa nie jest w sumie taka zła.
PS: I tylko nie jestem pewien, czy dysk twardy o pojemności dwóch teraoktetów (s. 376) to lenistwo tłumacza, czy celowy zabieg.
I ostatecznie mój grzejnik przeżył Houellebecqa, pomyślał Jed, zerkając na urządzenie, które przywitało go ponurym pomrukiem, niczym rozzłoszczone zwierzę.
A on sam przeżył swojego ojca, miał okazję skonstatować kilka dni później. Był już siedemnasty grudnia, tydzień do świąt, a nie miał od staruszka żadnych wieści, postanowił więc zadzwonić do dyrektorki domu opieki. Poinformowała go, że tydzień wcześniej jego ojciec wyjechał do Zurychu, nie podając dokładnej daty powrotu. W jej głosie nie było słychać szczególnego niepokoju i Jed nagle zdał sobie sprawę, że Zurych to nie tylko siedziba stowarzyszenia dokonującego eutanazji na starych ludziach, ale także miejsce zamieszkania ludzi bogatych, nawet bardzo bogatych, należących do najbogatszych ludzi na świecie. Zapewne wielu pensjonariuszy domu opieki miało rodzinę lub znajomych w Zurychu, więc podróż któregokolwiek z nich do Zurychu mogła w jej oczach wyglądać zupełnie normalnie. Ze smutkiem odłożył słuchawkę i zarezerwował w Swiss Airlines bilet na następny dzień.
Czekając w sali odlotów lotniska Roissy 2, przestronnej, ponurej, również budzącej letalne myśli, zastanowił się nagle, po co właściwie leci do Zurychu. Należało sądzić, że jego ojciec od kilku już dni nie żyje, a jego prochy zapewne unoszą się na wodach Jeziora Zuryskiego.W internecie znalazł informację, że przeciw Dignitas (tak brzmiała nazwa organizacji oferującej eutanazję) została złożona skarga ze strony lokalnego stowarzyszenia ekologów. Nie z powodu jej działalności; ekolodzy cieszyli się z istnienia Dignitas, nawet deklarowali swą p e ł n ą s o l i d a r n o ś ć z j e j s p r a w ą, ale ilość ludzkich prochów i kości, jaka lądowała w wodach jeziora, była ich zdaniem nadmierna, sprzyjała rozmnażaniu się karpia brazylijskiego, który ostatnio pojawił się w Europie, stanowiąc zagrożenie dla golca zwyczajnego i innych miejscowych gatunków ryb.
[s. 328-329]
Mam wrażenie, że ta książka, tak na ogólnym planie, jest rozwinięciem Cząstek elementarnych. Tylko że tam jeszcze komuś chciało się próbować. A tutaj już nawet tego nie ma. Jest jałowy bieg. Ludzie jadą siłą rozpędu, ludzkość jedzie na jałowym biegu. Nie ma ludzi - kończą się.
To, co w niej najbardziej wciąga, to chyba właśnie ogrom tej pustki. Nie ma w niej bohatera pełnego. Entuzjastycznego. Przeżywającego swoje emocje. Chcącego zaryzykować wygodę na rzecz jakiegokolwiek uniesienia. Jeśli nawet jest szczęście czy spełnienie, to głównie dzięki spokojowi, stabilizacji i wygodzie. Dzięki chodzeniu utartymi ścieżkami. W Platformie były przynajmniej wyjątki. W Mapie... już nie ma.
Nie ma też widoków na pozytywną zmianę. Polecam uwadze fragment o miasteczku Beauvais.
Ale, poza wszystkim, to jest to książka bardzo ładnie napisana. Elegancko. Rozbudowanym stylem powieściowym. Bez pośpiechu. Może też dzięki temu spokojowi narracyjnemu, kiedy dochodzi się do ostatniego zdania, można, wbrew odczuciom z całej lektury, odnieść wrażenie, że nakreślona w zamknięciu perspektywa nie jest w sumie taka zła.
PS: I tylko nie jestem pewien, czy dysk twardy o pojemności dwóch teraoktetów (s. 376) to lenistwo tłumacza, czy celowy zabieg.
wtorek, 17 grudnia 2013
Bille August: Night Train to Lisbon
Jaki ładny film. Nie mam pojęcia, jak dali radę znaleźć w 2013 roku Lizbonę taką czystą i taką pustą, chyba myli specjalnie na potrzeby filmu. Ale niezależnie - domyli i tak zrobili, że jest piękna.
I sama historia też ładna. Nawet się wzruszyłem. Nieco.
Technikalia: http://www.imdb.com/title/tt1654523/
I sama historia też ładna. Nawet się wzruszyłem. Nieco.
Technikalia: http://www.imdb.com/title/tt1654523/
Subskrybuj:
Posty (Atom)