Wybraliśmy się z Żoną na Czarodziejski flet. Ja się nieco gubię w technikaliach - kto powinien być uhonorowany jako autor w tytule wpisu: no, Mozart, to wiadomo; dwójka reżyserów: Suzanne Andrade i Barrie Kosky; czy odpowiedzialny za animacje Paul Barritt? Może najbardziej ten ostatni, bo to właśnie animacje naprawdę robią tutaj robotę.
Zgodziliśmy się, że nie chcielibyśmy, aby wszystkie opery były takie, ale od czasu do czasu, jeśli tematyka pasuje... a w tej pasuje jak rzadko. Z dość durnej w sumie historii, animacje wyciągają niesamowity potencjał komediowy. Co więcej - dają nawet radę uwspółcześnić boleśnie anachroniczne libretto; no, może jeśli nie aż uwspółcześnić, to przynajmniej odwrócić od niego uwagę, uogólnić opowieść tak, że jako całość zaczyna się bronić.
Supcio.
Zastanawialiśmy się potem, czy supcio dla wszystkich - dla mnie tak, a dla dzieci? I doszliśmy do wniosku, że dzieci to by się jednak mogły nieco bać. Ta pajęczyca, o rany!
Co do muzyki natomiast, to ten duet jeszcze z tydzień za mną chodził:
tu Papageno i Papagena się ze sobą o te dzieci jakby przekomarzają, spierają z większą energią; w warszawskiej wersji jest trochę innaczej - tak jakby dorzucali kolejne dzieci do wyliczanki, co jest nawet zabawniejsze. Tak czy inaczej: Pa-pa-pa-pa-pa-pa-geno!
Technikalia: http://teatrwielki.pl/repertuar/kalendarium/2016-2017/czarodziejski-flet/
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz