środa, 24 lipca 2013

Pełna kultura, pusta głowa

1. Mark Rothko w MNW: nie ogarniam. Serio. Sarzyński zachęcał, a że nazwisko znałem i nawet kilka obrazów kojarzyłem, postanowiłem się zagłębić. I nie kumam nic a nic. Nie wiem, co tam jest namalowane, nie wiem po co, nie rozumiem jak to może być warte pierdyliard dolarów. Słoma z butów, kłaniam się, dobranoc.


2. Ożenek Gogola w reżyserii Iwana Wyrypajewa w Teatrze Studio: supcio! Łukasz Lewandowski jako Koczkariow mistrzowski; za pomysł, żeby gość, który kontuzjowanego Zbrojewskiego pchał po scenie na wózku, też się włączał do gry, powinni dostać jakiś puchar za zajęcie pierwszego miejsca; tylko młoda dziewczyna jako stara ciotka mi się nie kleiła. Za młoda na Heroda.


3. Bodo Kox: Dziewczyna z szafy. Trailer mnie zmylił. Kolejność scen jest pozamieniana i dlatego myślałem, że będzie zabawnie. Tak po prostu, od początku do końca zabawnie. No, nie było, na co ja z kolei nie byłem przygotowany, w efekcie się nieco wzruszyłem. Nawet. Nie wiem, czy bez wzruszenia by mi się bardziej podobało czy mniej, ale stosując nomenklaturę międzynarodową, jest nieźle. Przykładając do rodzimych standardów - znakomicie.


4. Ja, Feuerbach Tankreda Dorsta w reżyserii Jacka Burasa w teatrze Ateneum: znakomite. Niezwykle dobra rola Fronczewskiego, który dla mnie od zawsze i na zawsze będzie panem kolekcja klasyki, polecam i zapraszam, dodaje roli aktora proszącego, błagającego o szansę, niezwykłej wiarygodności. Poza nim dość ascetycznie, ale wystarczająco. W dniu 30. urodzin zostałem namówiony na chwilę zastanowienia.

Brak komentarzy: