piątek, 28 października 2016

Paweł Huelle: Śpiewaj ogrody

Znakomita książka. Znakomita. Misternie skonstruowana. Przypuszczam, że im się ktoś lepiej zna na niuansach muzycznych, tym większe ma szanse na docenienie tego tekstu. Mam wrażenie, że rozwija się on trochę jak utwór muzyczny - niektóre motywy są delikatnie sygnalizowane po to, żeby później wrócić wyraźniej, żeby dookoła nich zakręciło się coś ważniejszego, żeby wreszcie wybrzmieć w pełni, mocno. Muzyka jest w tej książce nie tylko elementem historii, wydaje mi się, że jest też w jej konstrukcji i szczerze zazdroszczę temu, kto umie to wyraźniej dostrzec.

Pan Bieszk spojrzał najpierw na ojca, potem na szypra. Był to rodzaj niemego pytania - czy można temu knopowi96 powiedzieć prawdę. Żaden z nich nie zareagował. I nagle potoczyła się opowieść. Najpierw o Stutthofie, gdzie pan Bieszk trafił jako młody chłopak. W obozie spędził niemal rok, wystarczająco długo, by - kiedy Niemcy ogłosili amnestię dla Kaszubów nieobciążonych najcięższymi przestępstwami przeciwko Rzeszy Niemieckiej - zgodzić się na wstąpienie do Wehrmachtu. Ojciec pana Bieszka był już rozstrzelany - w tym samym obozie - jeszcze wtedy nie było gotowego krematorium i zwłoki poddanych egzekucji palono na stosach, w lesie, tuż za drutami pod napięciem. Pan Bieszk był akurat w komandzie, które przez cały dzień zbierało drewno z lasu na ten stos. Pożegnał ojca cichą modlitwą, więcej nie mógł zrobić. A potem były Kartuzy. Zgrupowanie czterystu młodych mężczyzn na front wschodni. Wielu z nich nie umiało więcej niż dwa, trzy zdania po niemiecku. Już w mundurach, choć jeszcze bez broni - tę mieli otrzymać dopiero na froncie - stali na peronie. Pod czujnym okiem gestapowców i SS-manów. Za nimi matki, żony, siostry, narzeczone. Lejące łzy. Nadjechał pociąg. Lokomotywa wypuściła syczący kłąb pary, rozległ się gwizd - znak do wsiadania. Ale nie wsiedli od razu. Nie. Stanęli na baczność i odśpiewali - nie wiadomo przez kogo zaintonowaną pieśń - Boże, coś Polskę. Wszystkie zwrotki. W mundurach Wehrmachtu. Wraz z refrenem - ,,Ojczyznę wolną racz nam wrócić, Panie''. Było to niesamowite. Za taką pieśń trafiało się właśnie na Gestapo i do obozu. A tu nic. No, nic.

[96] Młody chłopiec (od kaszubskiego: knop).

[s. 189]

Takich mocnych uderzeń jest przynajmniej kilka, ale warto docenić nie tylko je. Warto czytać powoli a uważnie, bo to, jak Huelle niespiesznie rozwija opowieść, jak powoli, dygresyjnie kreśli szeroki horyzont okołowojennego świata, jak rozwija poplątane linie zdarzeń rozciągające się wszak na trzy epoki - to maestria wręcz chwinowska.

Brak komentarzy: