A to, to już kompletna porażka. Nie byłem w stanie doczytać do końca.
OK, nadal na poziomie pojedynczej frazy Nahacz jest znakomity, ale już na poziomie akapitu to sie w ogóle kupy nie trzyma. Czytam i kompletnie nie rozumiem.
Anna K. w Amsterdamie powiedziała coś o badaniach, jak pająki tkają sieci pod wpływem różnych narkotyków. Znalazłem wtedy taką stronę z obrazkami:
http://www.trinity.edu/jdunn/spiderdrugs.htm
i teraz mam skojarzenie z siecią po LSD: każda nitka z osobna jest ok, ale nie ma żadnych połączeń między nimi, sieć jako całość nie funkcjonuje.
Ani nie jestem w stanie czytać tego z przyjemnością, ani nie jestem w stanie ogarnąć o czym do cholery ciężkiej w ogóle jest mowa. W połowie książki odpuściłem, bo nadal rozumiałem tylko, że jutro ma przyjść Lola, czyli dokładnie tyle samo, ile po przeczytaniu notki na okładce.
No nie, zdecydowanie mogłem się wcześniej przestac obrażac na Nahacza, nie miałem o co.
PS: Z drugiej strony, jeśli chwilę zaczekam, to pewnie prędzej czy później jacyś młodzi poloniści zorganizują elegancką konferencję o zasięgu międzynarodowym a w najgorszym wypadku chociaż krajowym, na której to konferencji zostanie odczytany szereg nahaczologicznych referatów, odbędą się panele dyskusyjne i debaty, a po wszystkim zostanie wydany odpowiednio gruby tom pokonferencyjny, który to tom ostatecznie udowodni mi, że się mylę całkowicie. A może taka konferencja już się odbyła? W takim razie dobrze, że zdążyłem przeczytać Nahacza zanim przeczytałem ten tom analiz - mam chociaż chwilę na to, żeby mi się po prostu nie podobało.
***
Napisałem co wiedziałem, a Stefan mi na to:
"no właśnie ta książka na końcu jest zajebista. efekt końcowy - nagle salto mortale i błysk. warto doczytać, bo też tak miałem - nie mogłem doczytać a potem wow :)"
No to wstrzymałem się z oddawaniem do biblioteki i doczytałem do końca. I podtrzymuję. OK, w zakończeniu jakoś tam ujawnia się koncept tej książki, że niby to jakieś terapeutyczne wspomnienia czy inne ekspiacje, katharsis albo okolice, tak ja bym to rozumiał, ale kompletnie nie wpływa to na odbiór całości. Może to i terapeutyczny bełkot, a może bełkot z jakimś innym pomysłem, którego to pomysłu ja nie umiem rozpoznać, ale to nie zmienia faktu że nadal bełkot. Także jeśli ktoś szuka argumentów za tym żeby się zapoznać, to sugeruję raczej rozmowę ze Stefanem, jego zdaniem to "wow" ;)
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz