środa, 31 lipca 2013
Glukhovsky, Dmitry: Metro 2033
Ciekawy pomysł, przeciętne wykonanie. Raz, że ta cegła jest strasznie topornie napisana, dwa, że sprawia wrażenie chaotycznej zbieraniny pomysłów w stylu jak tu zrobić, żeby wszystko wyglądało jeszcze dziwniej. I tylko zakończenie na niewątpliwy plus.
Orliński, Wojciech: Sztokholm; przewodnik śladami bohaterów Stiega Larssona
Po pierwsze - jak Orlińskiemu dobrze zrobiła zmiana wydawcy! Po lekturze Ameryka nie istnieje i Route 66 nie istnieje, które w założeniu też mogły (potencjalnie) pełnić rolę przewodników, a jednak były pozbawione czegokolwiek, co by tę rolę wspomagało (mapki!), za to pełne słabych zdjęć (sorry, WO), od razu po wzięciu tej książki do rąk widać różnicę na plus. Pascal - wszystko jasne.
Po drugie - świetny przewodnik. Byłem raz w Sztokholmie; zwiedziłem najpopularniejsze cele turystyczne, połaziłem po ulicach, napiłem się wina na przedświątecznym jarmarku, byłem dość zadowolony, ale nie zachwycony. Nie wydawało mi się, żebym miał ochotę tam wracać. Gdybym miał wybierać miasto, spośród już zwiedzonych, do którego chciałbym wrócić, Sztokholm plasowałby się na odległych pozycjach. A jednak - po lekturze WO wróciłbym i połaził znowu. Gratulacje, WO, dzięki, wiesz, nie stać mnie teraz na to!
Po trzecie - kmą, jak można ogarniać tyle na raz. Bycie ekspertem od ju es of ej nie wystarcza?
Po drugie - świetny przewodnik. Byłem raz w Sztokholmie; zwiedziłem najpopularniejsze cele turystyczne, połaziłem po ulicach, napiłem się wina na przedświątecznym jarmarku, byłem dość zadowolony, ale nie zachwycony. Nie wydawało mi się, żebym miał ochotę tam wracać. Gdybym miał wybierać miasto, spośród już zwiedzonych, do którego chciałbym wrócić, Sztokholm plasowałby się na odległych pozycjach. A jednak - po lekturze WO wróciłbym i połaził znowu. Gratulacje, WO, dzięki, wiesz, nie stać mnie teraz na to!
Po trzecie - kmą, jak można ogarniać tyle na raz. Bycie ekspertem od ju es of ej nie wystarcza?
środa, 24 lipca 2013
Pełna kultura, pusta głowa
1. Mark Rothko w MNW: nie ogarniam. Serio. Sarzyński zachęcał, a że nazwisko znałem i nawet kilka obrazów kojarzyłem, postanowiłem się zagłębić. I nie kumam nic a nic. Nie wiem, co tam jest namalowane, nie wiem po co, nie rozumiem jak to może być warte pierdyliard dolarów. Słoma z butów, kłaniam się, dobranoc.
2. Ożenek Gogola w reżyserii Iwana Wyrypajewa w Teatrze Studio: supcio! Łukasz Lewandowski jako Koczkariow mistrzowski; za pomysł, żeby gość, który kontuzjowanego Zbrojewskiego pchał po scenie na wózku, też się włączał do gry, powinni dostać jakiś puchar za zajęcie pierwszego miejsca; tylko młoda dziewczyna jako stara ciotka mi się nie kleiła. Za młoda na Heroda.
3. Bodo Kox: Dziewczyna z szafy. Trailer mnie zmylił. Kolejność scen jest pozamieniana i dlatego myślałem, że będzie zabawnie. Tak po prostu, od początku do końca zabawnie. No, nie było, na co ja z kolei nie byłem przygotowany, w efekcie się nieco wzruszyłem. Nawet. Nie wiem, czy bez wzruszenia by mi się bardziej podobało czy mniej, ale stosując nomenklaturę międzynarodową, jest nieźle. Przykładając do rodzimych standardów - znakomicie.
4. Ja, Feuerbach Tankreda Dorsta w reżyserii Jacka Burasa w teatrze Ateneum: znakomite. Niezwykle dobra rola Fronczewskiego, który dla mnie od zawsze i na zawsze będzie panem kolekcja klasyki, polecam i zapraszam, dodaje roli aktora proszącego, błagającego o szansę, niezwykłej wiarygodności. Poza nim dość ascetycznie, ale wystarczająco. W dniu 30. urodzin zostałem namówiony na chwilę zastanowienia.
2. Ożenek Gogola w reżyserii Iwana Wyrypajewa w Teatrze Studio: supcio! Łukasz Lewandowski jako Koczkariow mistrzowski; za pomysł, żeby gość, który kontuzjowanego Zbrojewskiego pchał po scenie na wózku, też się włączał do gry, powinni dostać jakiś puchar za zajęcie pierwszego miejsca; tylko młoda dziewczyna jako stara ciotka mi się nie kleiła. Za młoda na Heroda.
3. Bodo Kox: Dziewczyna z szafy. Trailer mnie zmylił. Kolejność scen jest pozamieniana i dlatego myślałem, że będzie zabawnie. Tak po prostu, od początku do końca zabawnie. No, nie było, na co ja z kolei nie byłem przygotowany, w efekcie się nieco wzruszyłem. Nawet. Nie wiem, czy bez wzruszenia by mi się bardziej podobało czy mniej, ale stosując nomenklaturę międzynarodową, jest nieźle. Przykładając do rodzimych standardów - znakomicie.
4. Ja, Feuerbach Tankreda Dorsta w reżyserii Jacka Burasa w teatrze Ateneum: znakomite. Niezwykle dobra rola Fronczewskiego, który dla mnie od zawsze i na zawsze będzie panem kolekcja klasyki, polecam i zapraszam, dodaje roli aktora proszącego, błagającego o szansę, niezwykłej wiarygodności. Poza nim dość ascetycznie, ale wystarczająco. W dniu 30. urodzin zostałem namówiony na chwilę zastanowienia.
wtorek, 23 lipca 2013
Wasielewski, Maciej: Jutro przypłynie królowa
Znakomity, poruszający temat. Bardzo ciekawe obserwacje. I tylko napisane to wszystko jakoś niezgrabnie.
Na przykład tutaj zaczynałem już nieco narzekać na - mistrzowską przecież, ale na dłuższą metę nieco męczącą - manierę reportażową Szczygła. Ale u Szczygła ta maniera jednak zawsze sprawiała wrażenie celowości. Ta powtarzalna i przewidywalna konstrukcja tekstów była po coś. Tutaj ta maniera jest odtwarzana, ale po nic. Pozostawia wrażenie chaosu i nieskładności, jakby ktoś wbrew autorowi postanowił coś w tekście przeredagować.
Co nie zmienia faktu, że warto. Dla samego tematu.
Na przykład tutaj zaczynałem już nieco narzekać na - mistrzowską przecież, ale na dłuższą metę nieco męczącą - manierę reportażową Szczygła. Ale u Szczygła ta maniera jednak zawsze sprawiała wrażenie celowości. Ta powtarzalna i przewidywalna konstrukcja tekstów była po coś. Tutaj ta maniera jest odtwarzana, ale po nic. Pozostawia wrażenie chaosu i nieskładności, jakby ktoś wbrew autorowi postanowił coś w tekście przeredagować.
Co nie zmienia faktu, że warto. Dla samego tematu.
poniedziałek, 22 lipca 2013
Okoński, Michał: Futbol jest okrutny
Imponująca pamięć do detali i imponująca umiejętność przełożenia kibicowskich emocji na język bardzo przyzwoitej literatury. Oczywiście gatunkowo raczej felietonu czy eseju a nie powieści, ale mimo wszystko, w zalewie okołopiłkarskiego literackiego gówna, źle pisanego i źle tłumaczonego, ta pozycja się wyróżnia.
Propsy dla Bako za pożyczenie.
Propsy dla Bako za pożyczenie.
Gombrowicz, Witold: Kronos
Podtytuł: wszystko, czego nie chcesz wiedzieć, o swoim ulubionym pisarzu.
Gombrowicz nie pozostawia obojętnym. Są szaleńcy, którzy od magisterki, przez doktorat, habilitację, karierę profesorską zbudowali na gombrowiczologii. Są tacy, którzy tropią wszystkie gombrowiczodetale z pasją zbieracza. Dla nich Kronos jest zapewne krynicą dóbr wszelakich. Ileż fiszek, ileż notatek na marginesach!
Ale dla całej reszty - nawet dla takich, którzy, jak ja, cenią sobie książki Gombrowicza - ta pozycja to absolutny koszmar.
Nie potrzebuję wiedzieć, gdzie, kiedy i z kim dzień po dniu Witold dupczył i gdzie mu w związku z tym wyskoczył jakiego koloru wrzód.
Zło.
Gombrowicz nie pozostawia obojętnym. Są szaleńcy, którzy od magisterki, przez doktorat, habilitację, karierę profesorską zbudowali na gombrowiczologii. Są tacy, którzy tropią wszystkie gombrowiczodetale z pasją zbieracza. Dla nich Kronos jest zapewne krynicą dóbr wszelakich. Ileż fiszek, ileż notatek na marginesach!
Ale dla całej reszty - nawet dla takich, którzy, jak ja, cenią sobie książki Gombrowicza - ta pozycja to absolutny koszmar.
Nie potrzebuję wiedzieć, gdzie, kiedy i z kim dzień po dniu Witold dupczył i gdzie mu w związku z tym wyskoczył jakiego koloru wrzód.
Zło.
Subskrybuj:
Posty (Atom)