sobota, 9 października 2010

Eastwood, Clint: Midnight in the Garden of Good and Evil

Technikalia: http://www.filmweb.pl/film/P%C3%B3%C5%82noc+w+ogrodzie+dobra+i+z%C5%82a-1997-148

Ej, gdybym najpierw tego nie wiedział, to bym nie uwierzył, że to film Clinta. Tego Clinta.
Rozumiem, że reżyser nie jest autorem scenariusza ani tym bardziej tekstu służącego za bazę dla scenariusza, ale i tak - Clint, który bierze się za coś tak mało patetycznego (wbrew tytułowi), za to tak odrealnionego? No!

Morał jest w sumie prosty, zresztą nawet jest sprzedany wprost w jednym z ostatnich dialogów w filmie: Truth, like art, is in the eye of the beholder.
Ale droga do tego morału wcale nie jest prosta. John Cusack, całkiem ładnie grający Johna Kelso, nosi na twarzy taką minę, jakby nigdy nie był pewien, czy to co widzi mu się tylko śni, czy nie, czy już zwariował - on sam, czy może świat dookoła. Bo niby wszystko jest zwyczajnie, poprawnie, w prowincjonalnym stylu, więc czasem nawet do bólu zwyczajnie i poprawnie, a jednak - nie wiem, czy to zasługa oryginalnego tekstu czy właśnie (tu by się plasowało moje zaskoczenie) reżysera - kompletnie inaczej niż być powinno.

I tylko to zakończenie trochę tandetne; że niby w szaleństwie też można się zakochać, czy miłość czyni nawet szalony świat zrozumiałym i do zaakceptowania?

No, ale zakończenie troszkę tandetnie wzrusza, cały film ekscytuje i wciąga, dla każdego coś miłego.

Brak komentarzy: